Powstanie kolejna komisja badająca sprawę inwigilacji Pegasusem. Jedna od miesiąca pracuje już w Senacie, druga najpewniej w kwietniu ruszy w Parlamencie Europejskim. Wszystko dlatego, że wciąż nie jest jasne, czy w Polsce uda się powołać sejmową komisję śledczą – a zatem instytucję mającą najszersze możliwości (komisja śledcza ma uprawnienia quasi-prokuratorskie; każdy wezwany ma obowiązek stawienia się; prace komisji może wieńczyć wniosek o Trybunał Stanu dla wskazanych osób). – Europarlamentarzyści czują, że spoczywa na nich obowiązek zajęcia się tą sprawą, skoro zarówno władza w Polsce, jak i na Węgrzech blokuje próby jej wyjaśnienia – mówi Róża Thun z frakcji Renew Europe, która wyszła z pomysłem powołania komisji śledczej. Jak zaznacza Thun, przegłosowanie wniosku nie będzie trudne. – W PE bardzo intensywnie zajmujemy się Pegasusem, było już kilka wysłuchań na ten temat. Nasi koledzy w Europie, których jeśli chodzi o rząd PiS, naprawdę coraz mniej już dziwi, łapią się za głowę i coraz bardziej wątpią, że wybory w Polsce były uczciwe.
Tyle że komisja europarlamentarna – podobnie jak ta senacka – nie będzie miała narzędzi, aby ściągnąć przedstawicieli obozu władzy, jeśli ci odmówią stawiennictwa na wezwanie. – PE może sięgać po najlepszych ekspertów, więc i bez tego będzie można wiele wyjaśnić – uważa jednak Thun.
W ubiegłym tygodniu przedstawicielom całej polskiej opozycji parlamentarnej (łącznie z Konfederacją, Porozumieniem i kołem Kukiza) udało się wreszcie złożyć wniosek o powołanie komisji śledczej. Już sam fakt, że nawet to nie było do końca pewne, wiele mówi o obecnej sytuacji. W otoczeniu Donalda Tuska słychać, że „złożenie wniosku o niczym jeszcze nie przesądza”.