Ci dwoje bardzo się kochają. Ich świat, świat okazji i zakupów, jest pełen prawdy, dobra i piękna. Idą przezeń, trzymając się za ręce, w nastroju głębokiej, odprężającej akceptacji i zaufania dla łączącej ich w intymną komunię chciwości, której dowody dają sobie wzajemnie każdego dnia. Sklep z elektroniką jest świątynią ich miłości, a sklepowa lada – ołtarzem, na którym składają ofiary z kart kredytowych, w nadziei dostąpienia Promocji uświęcającej.
Gdyby tylko zdarzyło im się przechodzić obok Narodowego Banku Polskiego w Warszawie, zobaczyliby napis „Murem za polskim mundurem”, który przypomniałby im, że są u siebie, w wyjątkowej, chronionej przez Boga i żołnierzy, przestrzeni wiecznej niewinności, do której nie mają wstępu ci, którzy chcieliby nadużyć naszej gościnności i obarczyć nas kłopotami, na które przecież nie zasłużyliśmy. Nie po to nasi przodkowie przelewali krew za wolność naszą i waszą oraz ratowali Żydów, żeby teraz ktoś narzucał nam obcą kulturę i zamykał nasze elektrownie na węgiel. W świecie Mariana i Barbary – pary reklamującej znaną sieć sklepów z elektroniką i AGD – trwają wieczne zakupy i wieczna promocja. Ktoś już nad tym czuwa, aby nigdy nie zabrakło pieniędzy, towaru i okazji. Mama, żołnierze, premier, biskup – wszyscy. Nie pozwolą skrzywdzić Marianka i jego świętej w zasadzie rodziny.
Z kogo się śmiejecie? Z siebie się śmiejecie! Tak, słowami klasyka, mógłby odezwać się do nas satyr i satyryk, cyniczny sędzia współczesności – „copywriter”. To on wymyśla, na potrzeby rynku i polityki, te wszystkie marketingowe grepsy, które brzmią jak parodia samych siebie i nikt się nie wyzna, ile w nich kpiny, a ile obłudnego pogrywania na prostactwie i dziecinadzie „człowieka masowego”.