POLITYKA kończy w tym tygodniu 65 lat. Smutny ten jubileusz, naznaczony śmiercią Daniela Passenta, naszego kolegi i przyjaciela, jednego z założycieli i najważniejszych autorów pisma. Daniel był w POLITYCE przez 63 lata, ale taka jest natura tej redakcji, że wiąże często na całe życie. Mamy w zespole kilka pokoleń dziennikarzy, od dwudziestoparolatków, przez wszystkie kolejne numery peselu, aż do naszego nestora, dziś 96-letniego Mariana Turskiego, szefa działu historii. Kogóż innego mogliśmy poprosić, aby – w tym szczególnym numerze – przypomniał początki POLITYKI i punkty zwrotne w jej dziejach? Nie urządzamy w tym roku – jak to bywało w przeszłości – jubileuszowych imprez, debat, dni otwartych, bo to czas żałoby po Danielu, ale też dłużących się w nieskończoność rygorów pandemicznych, które od 2 lat zamroziły życie redakcyjne i towarzyskie; każdego dnia wisi też nad nami groźba ataku Rosji na Ukrainę, a polska polityka co dzień dostarcza kolejnych porcji agresji i głupstw. Nie ma nastroju do świętowania. I właśnie dlatego jest moment, aby zatrzymać się na chwilę w codziennej gonitwie za wydarzeniami, przypomnieć sobie i czytelnikom, „o co walczymy?”, o co nam chodzi w kwestiach publicznego życia, jak – będąc spadkobiercami niezwykłej tradycji gazety – rozumiemy dziś dziennikarską powinność.
Przed 5 laty, na 60-lecie, pisaliśmy, że historia POLITYKI to „zapis złudzeń, nadziei, ale też oporu i gry z realiami, jaką podejmowały kolejne pokolenia polskiej inteligencji i towarzyszący im tygodnik”. Jednym ze złudzeń, które właśnie wtedy rozpadało się na naszych oczach, było przekonanie o nieodwracalności kierunku przemian po 1989.