Dużą nieodpowiedzialnością wykazują się wszyscy ci, którzy nie płacą obowiązkowego ubezpieczenia od Odpowiedzialności Cywilnej (OC). W zeszłym roku Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny wystawił rekordową liczbę ponad 234 tys. wezwań do uiszczenia opłaty. Dwa lata wcześniej zawiadomienia trafiły do 128 tys. osób. – Pandemia miała duży wpływ na sumienność w opłacaniu składek. Część osób rzadziej używała samochodów i wychodziła z błędnego założenia, że nieużywanego samochodu nie trzeba ubezpieczać – mówi proszący o anonimowość analityk rynku ubezpieczeń. Jednak za skokowym wzrostem przyłapanych na nieopłaconym OC stoi coś innego. – Po prostu zdecydowanie poprawiła się wykrywalność procederu. Na tyle, że wymigiwanie się od ubezpieczenia jest już zwykłą głupotą. Tym bardziej że sprawdzenie aktualnego ubezpieczenia jest rutynową czynnością w czasie każdej kontroli policyjnej.
Argumentem za opłaceniem OC są również horrendalne ceny za likwidację szkód. W zeszłym roku średni koszt stłuczki był wyceniany na 17 tys. zł. Kiedy w wypadku dochodzi do trwałego uszczerbku zdrowia albo utraty życia, ceny odszkodowań szybują. Rekordzista został obciążony przez UFG kosztami na 1,4 mln zł. I nie jest to przypadek odosobniony. W innej sprawie koszty odszkodowania wyceniono na 1,1 mln zł.
Na dodatek do stycznia wzrosła wysokość kar dla przyłapanych na nieopłaconym OC. Jeszcze w grudniu kosztowało to 5,2 tys. zł. Od nowego roku o 820 zł więcej. To dziesięciokrotność statystycznej opłaty za OC w Polsce. Według wyliczeń branżowego portalu Rankomat.pl średni koszt OC w 2021 r. opiewał na 602 zł i był o 10 proc. niższy w 2020 r. Co wcale nie jest dobrą wiadomością dla ubezpieczonych. – Kiedy maleje składka, a szybko rosną ceny likwidacji szkód, choćby ze względu na rosnące koszty części czy pracy, to należy się spodziewać, że ubezpieczyciele będą zaniżali wysokość wypłacanych odszkodowań.