Młodzi mężczyźni są w znacznie trudniejszej sytuacji niż ich ojcowie, a tym bardziej dziadkowie. Maczystowskie wzory przekazywane z pokolenia na pokolenie nie tylko odchodzą do lamusa, ale są oprotestowywane i wyśmiewane. „Chłopaki nie płaczą” to dziś obciachowa maksyma, jeśli ktoś ją wypowiada na poważnie, to znaczy, że jest dziadersem do kwadratu.
Bycie opiekunem, dostarczycielem pensji, kimś, kto spala się w świecie zewnętrznym, wspina się po społecznej drabinie, bierze udział w budowaniu hierarchii w instytucjach, korporacjach, firmach nie jest już wyłącznie domeną mężczyzn. Robią to z równym powodzeniem kobiety. Z kolei sfera domowa nadal bywa postrzegana jako ta gorsza, „babska”, nic więc dziwnego, że mało który mężczyzna pali się do tego, by w niej osiąść.
Wszelkie pewniki stanęły na głowie. Jak zapłacisz za posiłek, możesz być posądzony o próbę ekonomicznej dominacji. Jeśli zadeklarujesz, że jesteś feministą – bo masz matkę feministkę, nasiąkłeś tematem od dziecka – mogą ci przypisać próby zawłaszczania tematu. Gdy odkryjesz swoje uczucia, nie wiadomo, czy będzie to dobrze przyjęte. Bo co, jeśli cię wyśmieją, jak to dawniej bywało?
Nie ma dziś gotowych recept, wszystko na nowo się układa. Ani kobiety niczego tu same nie wypichcą, ani przestraszeni, rozwrzeszczani prawicowcy z ich kultem „męskości”, który karmi się garścią stereotypów, a nie sięga do faktycznych wzorów z przeszłości. Wymyślamy się na nowo. XXI w. to czas redefiniowania, również wzorów męskości i kobiecości, a także nieprzypisywania ich do płci biologicznej.
Ale co robić, a czego nie robić, tak naprawdę, w praktyce? W Belgii od kilku lat państwo finansuje akcje uwrażliwiające na zachowania agresywne, m.in. słowne molestowanie w miejscach publicznych (tzw.