Jest w Polsce ogromna niewspółmierność między postawą części dziennikarzy oraz publicystów broniących wartości i standardów demokratyczno-liberalnych a tymi (słowa „dziennikarz” i „publicysta” byłyby nadużyciem w ich przypadku), którzy bronią PiS i polityki obozu władzy. O ile ci drudzy gorliwie, skwapliwie i z hunwejbińską zawziętością atakują wszystkich, którzy ośmielają się nie popierać rządu, oraz prowadzą wobec nich dyfamacyjne i oszczercze kampanie (nie oszczędzając dzieci tychże i innych członków ich rodzin), o tyle ci pierwsi łapią się każdej okazji, by o obecnej władzy napisać coś dobrego i pozytywnego, a poszczególnych jej polityków obdarzyć jakimś ciepłym słowem. Dotyczy to, jak napisałem, tylko części liberalno-demokratycznego „komentariatu”, ale jest bardzo charakterystyczne i boleśnie naiwne. Bo w odpowiedzi na to medialni janczarzy PiS „nie biorą jeńców” i prowadzą zmasowany atak na wszystko, co postrzegają jako niechętne swoim politycznym mocodawcom.
Zjawisko to widać jeszcze wyraźniej w obliczu wojny w Ukrainie. O ile opozycja i jej liderzy nadal są obiektem zmasowanego szczucia ze strony prasowych i telewizyjnych pałkarzy rządu, o tyle każde w miarę normalne i standardowe zachowanie polskich władz spotyka się z zachwytami dziennikarzy i publicystów rzetelnie na ogół wykonujących swoje obowiązki. Kulminacją tego fenomenu była kijowska eskapada Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego – to wówczas nastąpił prawdziwy wysyp „achów i ochów” pod ich adresem ze strony dziennikarzy i publicystów niekojarzonych z PiS. Jawnie PR-owska akcja, która nastąpiła bez mandatu UE czy Sojuszu Północnoatlantyckiego, zakończona kuriozalną i z nikim nieuzgodnioną propozycją wysłania do Ukrainy misji NATO, spotkała się z zachwytem niepisowskiej części polskiego światka medialnego.