Zaostrzają się represje wobec wolontariuszy ratujących życie uchodźcom na polsko-białoruskiej granicy: prokuratura oskarża ich o przestępstwa i żąda aresztów. Tylko w minionym tygodniu Grupa Granica nagłośniła dwa takie przypadki. Czwórki wolontariuszy, którzy znaleźli w lesie i wzięli do samochodu rodzinę z siedmiorgiem dzieci, i działaczki Klubu Inteligencji Katolickiej, którą zatrzymano, gdy siedziała w samochodzie poza granicą strefy zakazanej. Trzymano ją dwa dni w areszcie, przesłuchiwano w kajdankach, przeszukano mieszkanie. Wszyscy dostali zarzuty pomocnictwa w nielegalnym przekroczeniu granicy, za co grozi do 8 lat więzienia. Prokuratura wystąpiła o trzymiesięczny areszt. Obecna w tym czasie w Polsce Dunja Mijatović, komisarz praw człowieka Rady Europy, uznała to za prześladowanie obrońców praw człowieka i dowód na kryminalizację pomocy humanitarnej. Sąd nie zgodził się na areszt, ale zarzuty przestępstwa zostały postawione.
Kryzys humanitarny na granicy zaostrzył się, bo białoruscy pogranicznicy wypychają za druty około tysiąca osób przetrzymywanych przez zimę w hali magazynowej w Bruzgach. Uchodźcy są niedożywieni; byli bici, szczuci psami i wykorzystywani seksualnie przez funkcjonariuszy. W lesie są też niemowlęta urodzone w Bruzgach.
Wolontariusze pomagający na granicy od początku doznają prześladowań. Przede wszystkim wielogodzinnego pozbawiania wolności pod pretekstem legitymowania, a także przeszukań, straszenia bronią. Szczególnie skłonni do tego są „terytorialsi”: są zamaskowani, nie mają plakietek z numerami, nie przedstawiają się i nie informują o przyczynach interwencji, co jest złamaniem procedur. Do większości zdarzeń dochodzi nocą. Strefa przygraniczna jest od września zamknięta, więc w niej pomoc niosą miejscowi, którzy szykanowani są wręcz rutynowo.