Proces rozpoczął się w Warszawie. Oskarżona nazywa się Justyna Wydrzyńska. Pracuje w organizacji Aborcja bez Granic, współtworzyła Aborcyjny Dream Team, i od lat pomaga kobietom z Polski w uzyskaniu legalnej aborcji za granicą. Ale nie tego dotyczy sprawa. Za pracę w Aborcyjnym Dream Teamie nie można nikogo skazać, bo informowanie, co w Europie jest legalne, a co nie, pozostaje zgodne z prawem. Zawsze wolno będzie przekazać kobiecie, gdzie może legalnie przeprowadzić aborcję i jak może uzyskać pomoc w sfinansowaniu zabiegu. Legalne jest nawet wskazanie różnych konkretnych adresów prowadzonych za granicą stron internetowych albo numerów telefonów – przesądza o tym klasyczny już wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie przeciw rządowi Irlandii. Nielegalna jest tylko pomoc konkretnej kobiecie w wykonaniu aborcji w Polsce.
Kobieta, która potrzebowała aborcji, ma na imię Anna. Justyna i Anna są w różnym wieku, ale dotknięte podobnym doświadczeniem. Justyna zajęła się pracą na rzecz innych kobiet po tym, jak uwolniła się od sprawcy przemocy domowej. Wcześniej na własnej skórze przekonała się, że każda ciąża zmniejsza szanse kobiety na wyrwanie się z koszmaru. Anna była w podobnej sytuacji, tylko na innym etapie swojej drogi. Jedno dziecko i agresywny, kontrolujący mąż, decydujący, jak Anna spędza czas, do jakich chodzi lekarzy, na co wydaje pieniądze, jakie są jej plany na przyszłość.
Ucieczka z takich związków zawsze jest trudna i zabiera lata. Anna próbowała przerwać ciążę tabletkami zamówionymi poprzez jedną z zagranicznych stron wsparcia dla kobiet w Polsce, ale mąż jej to uniemożliwił. I postanowił ukarać Annę – dał jej poczucie, że wyrwała się spod jego kontroli, a gdy dotarła do Justyny, która postanowiła podzielić się z nią własnymi tabletkami (bo na żaden inny krok nie było już czasu), zastawił na kobiety pułapkę z pomocą policji.