Lustracja organizowana jest w imię odnowy moralnej. W dodatku promotorzy ustawy odmawiają oponentom lustracji prawa do sprzeciwu w imię moralności. Chciałbym zaproponować etyczną refleksję nad lustracją, refleksję prowadzoną z punktu widzenia środowisk akademickich i naukowych. Nie podejmuję tu wprost problematyki celów, ale analizuję środki, które są moralnie niedopuszczalne i nie mogą być usprawiedliwione szczytnymi celami. Lustracja w obecnym kształcie zakłada rozstrzygnięcia właściwe koncepcjom, w których następuje destrukcja moralności przez prawo pozytywne. Arbitralnie określając treści podlegające lustracji i zakres podmiotów jej podlegających promuje sposób myślenia o prawie właściwy dla koncepcji totalitarnych. Posługuje się przy tym metodami, które właściwe są przedmiotowemu traktowaniu człowieka i upokarzają podlegających lustracji.
W świetle ustawy lustracyjnej prawo pozytywne w istotny i wieloraki sposób dokonuje przewartościowań w hierarchii wartości moralnych.
Hierarchię wartości moralnych narusza ustawa umieszczając „kłamstwo" lustracyjne w kontekście innych czynów zagrożonych karą. Za „kłamstwo" lustracyjne traci się na 10 lat pracę i często jedyne źródło utrzymania. Podobnie za niezłożenie oświadczenia w terminie - spóźnienie kosztuje 10 lat (całkowicie niezrozumiałe jest, dlaczego po późniejszym złożeniu oświadczenia nie można wrócić do pracy). Co więcej, w gruncie rzeczy, w przypadku naukowców otrzymuje się na 10 lat zakaz wykonywania zawodu. W czasach, o których sądziłem, że przeminęły bezpowrotnie, pracownicy naukowi, których poglądy i działania w oczach ówczesnych władz dyskwalifikowały ich - właśnie moralnie! - z pracy na uniwersytecie, gdzie mogliby „deprawować" młodzież, mieli szansę na pracę w jednostkach naukowych PAN czy na prywatnym uniwersytecie, jakim był KUL.
Ustawa lustracyjna konstruuje świat kafkowski. Jest się o coś podejrzanym; nie wiadomo dokładnie, o co.
Reklama