Kraj

Pociągowy bieg przez płotki

Tułaczka po lokalnych dworcach w poszukiwaniu zastępczych połączeń to osobna dyscyplina sportu.

Pociąg „ulega opóźnieniu”, „destynacja” się oddala, ale na szczęście obsługa „dedykuje” nam wagon restauracyjny, więc jakoś ta podróż minie. Pokraczna nowomowa wylewa się z głośników, błąd językowy na błędzie. Ale chociaż spędzimy z PKP 123 minuty dłużej, niż planowałyśmy, staramy się nie krzyczeć.

O tej spółce można pisać w nieskończoność. Najznakomitsi autorzy opisują swoje przygody w pociągach, bo podróżowanie to część naszego zawodu, zwłaszcza kiedy zaczyna się sezon festiwali literackich i targów. Walizka lub plecak – i jedziemy. Ostatnio wybieramy pociągi zamiast samolotów, żeby nie dokładać się do zanieczyszczania środowiska. Zależy nam na przetrwaniu planety – i nas samych – dlatego chwytamy się wszelkich sposobów minimalizowania szkód. Ale koleje w Europie nie wspierają nas. Boimy się myśleć, co dzieje się poza naszym kontynentem w tym temacie.

– Niemieckie koleje? Nienawidzę ich! – zawołał pisarz, znajomy Grażyny, na wieść o tym, że ta wybiera się do Polski drogą lądową. Kiedyś taki okrzyk wywołałby zdziwienie – czemu ktoś pyszczy na Deutsche Bahn, symbol solidności i punktualności? Ale dziś wiedza o tym, że niemieckie pociągi często się spóźniają, rozeszła się po świecie. Grażyna pruje z Brukseli przez Europę kilka lub kilkanaście razy do roku i stara się wybierać właśnie kolej, mimo że nie jest to tania wyprawa. Ale ostatnio jeszcze nigdy nie odbyła podróży według planu. Przesiadki, zaplanowane z kilkunastominutowymi przerwami na zmianę peronu, sypią się jak puzzle, gdy pociągi przyjeżdżają spóźnione. A wtedy trzeba dopchać się do następnego pociągu, modląc się, żeby znaleźć miejsce, na którym można ochłonąć po targaniu walizy schodami. W takiej Kolonii, sporej stacji przesiadkowej, nie ma schodów elektrycznych na perony.

Polityka 26.2022 (3369) z dnia 21.06.2022; Felietony; s. 87
Reklama