Wszechwładni władcy? Bezwładni podwładni?
Mobbing po polsku. Wszechwładni władcy? Bezwładni podwładni?
Jak słabo zakotwiczone – nie tylko w polskim prawie, ale i w szeroko rozumianej kulturze pracy – jest pojęcie mobbingu, świadczy już to, że nie wymyślono na nie dotychczas polskiej wersji. A zestaw w słownikach synonimów jest nader bogaty. Bezceremonialność, prostactwo, bezczelność, grubiaństwo, brak wychowania, niegrzeczność, gminność, nieuprzejmość, prymitywizm, niewybredność, ordynarność, obelżywość, szorstkość, nieokrzesanie, złośliwość, prymitywność, obcesowość – do wyboru, do koloru.
W gruncie rzeczy w mobbingu chodzi bowiem o brak kultury osobistej, arogancję, wredną złośliwość, a dosadniej – zwykłe chamstwo. (Nawiasem, językowo podobnie rzecz się ma z bullyingiem – grupowym zaszczuwaniem „kozła ofiarnego”, stalkingiem – maniakalnym prześladowaniem obiektu chorej miłości, nie mówiąc już o whistleblowingu – publicznym demaskowaniu bezprawia w firmie czy instytucji).
Nie miejsce w POLITYCE, by analizować styl zarządzania naszego bezpośredniego konkurenta, u wydawcy „Newsweeka” trwa zresztą kontrola Państwowej Inspekcji Pracy. Choć lud dziennikarski od lat sygnalizował jego osobliwość. Ale być może wydawał się on nie wykraczać poza „polską normę”, albowiem zachowania niesprawiedliwe i niekulturalne ze strony przełożonych i współpracowników są doświadczeniem milionów pracowników.
Krzyki, groźby i wyzwiska
Tak przynajmniej wynika z licznych badań; np. w kwietniu 2022 r. ogłoszono rezultaty sondażu UCE RESEARCH i SYNO Poland: „Podczas pandemii wiele firm starało się jak najszybciej dopasować do nowych warunków rynkowych. To wywoływało ogromną presję wśród osób zarządzających zespołami. Ci, którzy jej nie wytrzymywali, mogli dopuszczać się nadużyć, łamiąc przy tym prawo”.