Chińczycy mają mądre przysłowie, iż „nawet w kałuży przegląda się ocean”. Przypomniałem je sobie, obserwując ostatnio trzy wydarzenia, które wiele mówią o oceanie świata sztuki, a może też i o dużo większym oceanie naszych czasów i obyczajów.
Gwoździem programu krakowskiego kongresu okazał się performance Roberta Kuśmirowskiego, w czasie którego Potocka zamieniła się w Żyda. Niestety, nie było to nawiązanie do filmu „Yentl” z Barbrą Streisand.
Nieoczywiste sojusze i próby znalezienia punktów wspólnych bywają ciekawe, poszerzają horyzonty i zmniejszają poziom agresji, a przynajmniej niosą taki potencjał. Bo w historiach sporów nie zawsze chodzi o przekonanie kogoś do swojej racji.
Latem sąd pracy uznał, że w krakowskiej galerii Bunkier Sztuki, kierowanej przez Marię Annę Potocką, doszło do mobbingu. Wyrok był głośny, ale dopiero gdy Adam Michnik podczas nagrody Nike ruszył Potockiej na odsiecz, rozpętała się burza.
OK, miewam czasem większą wiedzę od pięknych dwudziestoletnich, ale czy jest aktualna? Dlaczego młodsze osoby oczekują ode mnie, że mam je pytać, jak się do nich zwracać?
Brzydkie słowo na „m” w liście poparcia nie pada, pada za to sporo znamienitych nazwisk. A przecież Maria Anna Potocka nie została odwołana z MOCAK-u za zasługi dla sztuki, tylko za mobbing.
W świecie idealnym już dużo wcześniej wszyscy pracownicy MOCAK-u powinni się zbuntować i odejść – mówi Katarzyna Bednarczykówna, reporterka, autorka książki „Masz się łasić. Mobbing w Polsce”.
Głośna sprawa znalazła swój finał: wieloletnia dyrektorka MOCAK-u decyzją nowego prezydenta Krakowa żegna się z muzeum. Czy za rządów Jacka Majchrowskiego byłoby to możliwe?
Pojawiają się pytania, czy ktoś, kto chyba nieco pomylił epoki, w których żyje, powinien zarządzać placówkami kultury i zasiadać w jury najważniejszej polskiej nagrody literackiej.