Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Ruszar: studium przypadku

Kaczyński wiedział, że zanim weźmie się do pacyfikacji zbiorowej wyobraźni społeczeństwa, powinien najpierw wyciąć w pień kulturę. Trzeba przyznać, że to mu się prawie udało.

Niedawno ukazał się „Dialog Puzyny”, poświęcony prawie w całości mechanizmom przejmowania przez władzę zasłużonych instytucji polskiego życia kulturalnego. Miesięcznik „Dialog” stał się oczywistą ofiarą wrogiego przejęcia poprzez próbę zainstalowania w fotelu redaktora naczelnego Antoniego Wincha, który wcześniej został zainstalowany w redakcji miesięcznika „Twórczość”. Przeinstalowany Winch doprowadził do oczywistej schizmy. „Dialog Puzyny” ukazał się niezależnie, poza zasięgiem cenzury ekonomicznej i personalnej, zredagował go zbuntowany zespół pod wodzą Joanny Krakowskiej i Justyny Jaworskiej – odważnych kobiet, które po prostu pokazały faka Winchowi i dotychczasowemu, instytucjonalnemu wydawcy, czyli Instytutowi Książki. Numer przynosi poważny materiał mentalnych badań terenowych. To, że PiS pryncypialnie wziął się do zaorania polskiej kultury, nie podlega kwestii.

Kaczyński i jego rozliczni agenci wpływu od początku rządów prawicy penetrowali krytyczne wobec władzy literackie mikrokosmosy i intelektualne zacisza, wysyłając dyskretne sygnały i zaproszenia do legitymizowania reżimu. Kaczyński wiedział, że zanim weźmie się do pacyfikacji zbiorowej wyobraźni społeczeństwa, powinien najpierw wyciąć w pień kulturę. Trzeba przyznać, że to mu się prawie udało. Zrobił to śliskimi łapkami swoich stronników, których imiona i nazwiska wychodziły na jaw przy okazji kolejnych afer w obszarze kultury, zdobywając całkowicie niezasłużoną sławę i rozgłos. Chyba najgłośniejszą grandą pisowskiego kulturkampfu było utworzenie Instytutu Literatury i obdarzenie go kosmicznym – z punktu widzenia wcześniejszych, przedpisowskich praktyk – budżetem. Na czele Instytutu Literatury zainstalowano Józefa Marię Ruszara. I o nim właśnie Antonina Tosiek w „Dialogu Puzyny” publikuje zaiste porażający fresk. Tekst Tosiek dotyczy systemowej przemocy, jakiej przez ostatnie lata dopuszczał się Ruszar wobec swoich podwładnych, prowadząc księstwo udzielne na ulicy Smoleńsk w Krakowie, gdzie swoją siedzibę ma Instytut Literatury.

Ruszarowa przemoc różne ma twarze. Ze świadectw zatrudnionych w IL ludzi wyłania się nade wszystko portret dobrze znany z Miłoszowego „Zniewolonego umysłu”. Nie wiem tylko, czy przypadek Ruszara nie jest jakimś nowym rodzajem mutacji „Gammy”. Sprawa jest jednak poważna i nie powinna być traktowana spolegliwą analogią literacką, bo dotyczy dramatów i ciężkich przejść psychicznych pracowników IL, a kaliber oskarżeń dotyczy tyleż mobbingu, co wulgarnych przekroczeń w obszarze ciała i pieniądza. Z opublikowanego na stronach Instytutu Literatury oświadczenia wynika, że Ruszar grozi „Dialogowi Puzyny” i Tosiek procesem o zniesławienie. Mogę mieć tylko nadzieję, że faktycznie sprawa oprze się o sąd i ofiary Ruszara zeznają pod przysięgą, co też szefunio majstrował.

Zanim jednak do tego dojdzie, słów kilka o samym Ruszarze, który w latach rządów PiS wykonał kilka kroków ku nieśmiertelności i z pewnością zapisze się w historii jako zaiste szara eminencja najnowszej literatury. Ten dyskretny badacz twórczości Zbigniewa Herberta wszak z niejedną sławą jeździł na nartach. Z tekstu Tosiek bije światło ruszarowego mitomaństwa. Fajnie, że Ruszar jeździł na nartach z Tischnerem, szkoda tylko, że Tischner chyba nie wiedział, z kim szusuje i jakich szczytów żenady ten narciarz dostąpi. Jak inaczej bowiem traktować grzech pierworodny Ruszara, który u początków istnienia Instytutu Literatury próbował skaptować do współpracy większość polskich poetów i poetek, obiecując im legendarną już stawkę za wiersz: 500 plus?

Niestety wielu całkiem zdolnych autorek i autorów złapało się na lep łatwego pieniądza. Motywacje ich decyzji były oczywiście najróżniejsze. I o dramatach tych wyborów opowiada również tekst Tosiek. Ktoś miał kogoś chorego w rodzinie, więc potrzebował pracy, ktoś inny myślał, że łapie Pana Boga za nogi, bo właśnie pracować będzie w kulturze za godziwe pieniądze, jeszcze komuś innemu Ruszar namieszał w głowie wizją budowania nowych, literackich elit.

Dziś, w stanie rozkładu Instytutu Literatury, wszystkim tym ludziom trzeba stworzyć ścieżkę ucieczki z ulicy Smoleńsk, wyłączając oczywiście tych, którzy – że tak powiem – ideowo trzymają sztamę z szefem. Szkoda tylko smrodu, który unosi się w archiwaliach internetowych Instytutu Literatury, gdzie dobry poeta i prozaik podgrywa na pianinku Ruszarowi. Czytając tekst Tosiek, nie odczuwałem najmniejszej moralnej wyższości, było mi zwyczajnie smutno, że historia Ruszara kończy się tak, jak skończyć się musiała. Doskonale pamiętam dzień, w którym zadzwonił i do mnie, proponując godziwe stawki w nowej inicjatywie, którą właśnie buduje. Coś mnie tknęło. Może chodzi o to, że jednak pamiętam komunę i bardzo dokładnie przeczytałem książkę Stanisława Czycza „Nie wierz nikomu”.

Zadzwoniłem więc do Jakuba Kornhausera, żeby zapytać o nowego zbawcę literackiego prekariatu Polski. A Kuba podpytał tatę. Nie zrobiłem wtedy nic, żeby ostrzec koleżanki i kolegów, że wkraczają właśnie na śliski grunt, który za moment zamieni się w zwyczajne bagno. Wyszedłem chyba z założenia, że wszyscy czytaliśmy te same obowiązkowe lektury, z których akurat „Zniewolony umysł” może się przydać w każdych warunkach politycznej opresji. Biorąc pod uwagę, jak bardzo Instytut Literatury spolaryzował środowisko literackie, wnoszę, że Ruszar niestety dogłębnie przeczytał Miłosza i chyba sam był zaskoczony, jak łatwo poszło mu kaptowanie. Przestrzelił jednak z rolą, o czym dowodliwie przekonuje tekst Antoniny Tosiek.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Wydania specjalne

Odmawiamy zwierzętom duszy – niesłusznie!

W Biblii nie ma w ogóle kotów. To jedna z jej największych wad – przekonywał profesor Zbigniew Mikołejko.

Joanna Podgórska
15.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną