W sobotę 1 października Anna Wendzikowska, do niedawna gwiazda pasma śniadaniowej telewizji „Dzień Dobry TVN”, opublikowała na Instagramie post informujący o powodach jej odejścia z programu. Prezenterka miała doświadczać długotrwałego mobbingu – nie wynikającego ze złych interakcji międzyludzkich, ale z dehumanizującej organizacji i wyceny jej pracy.
Wydaje się, że ktoś, kogo znamy z ekranów, zawsze uśmiechniętego, w modnych kreacjach, starannym makijażu i fryzurze, to ostatnia osoba, jaką należałoby podejrzewać, że jest ofiarą mobbingu. Pozornie ma przecież co trzeba – prestiż, kontakty, urodę. Anna Wendzikowska, prezenterka TVN, która zdawała relację z Oscarów i innych wielkich gal tego typu, podzieliła się jednak wyznaniem, że to wszystko – uroda, znajomości, oglądalność – wcale nie musi oznaczać komfortu pracy i gwarancji szczęścia.
Prezenterka od lat zmaga się z depresją, którą wywołało traktowanie w miejscu pracy: wyśrubowane standardy dotyczące jej materiałów, stała groźba zakończenia współpracy, jeśli nie wywiąże się ze zleconego zadania (co sprawiło, że ryzykowała poród w samolocie, by zdać relację z jakiegoś wydarzenia w Hollywood), okłamywanie jej co do osiąganych wyników oglądalności. W rezultacie jedna z najbardziej lubianych i rozpoznawalnych osób, na wizji wiecznie uśmiechnięta i wyglądająca „jak milion dolarów”, zmagała się z patologicznie niską samooceną, co doprowadziło do depresji i wreszcie skłoniło ją do odejścia ze stacji.
Mobbing. „Kto nie pracuje, ten nie je”
Choć sprawa dotyczy specyficznego pracodawcy, tak naprawdę takie traktowanie pracowników dotyczy nie tylko branży medialnej, ale też wielu innych firm, które – podobnie jak media – charakteryzują się tym, że zatrudniają osoby o dość wąskiej specjalizacji i zarazem wysokich kompetencjach, które jednak nie mogą wyjechać z kraju i realizować się w innym języku niż polski – albo taki wyjazd kosztowałby je zbyt wiele.