Niebezpieczne związki
Niebezpieczne związki, flirt i romans w pracy. Z reguły jest burzliwie i nie mija bez śladów
Kolejne afery z udziałem ministrów Czarnka, Glińskiego, Żalka i innych prominentów są ilustracją sytuacji moralnej w państwie, w którym nie tylko polityczne kolesiostwo, ale i otwarty nepotyzm przestały być wstydliwe, są bez mała konstrukcyjnymi zasadami życia społecznego. Od lat do opinii publicznej docierają informacje o lukratywnych posadach dla dzieci, o ustawach nowelizowanych po to, by rodzina ministra mogła wygrać w sądzie, o zawiłościach lokalnych układów, gdzie prywatne kompletnie miesza się z państwowym i publicznym. Hasło „rodzina na swoim”, rozumiane oczywiście przewrotnie, stało się mottem tej władzy.
Jeśli przestaniemy sobie jasno komunikować, co w tych relacjach jest dopuszczalne, a co nie, to społeczeństwo pogrąży się w amoralnym familizmie, jak socjologowie nazywają zakorzenione zwłaszcza w kulturze polskiej (i włoskiej) zjawisko: promuje się wyłącznie członków własnej rodziny (także politycznej), tylko im pomaga i ufa; reszta to wrogowie.
Gry pozorów
Niedawno przez media przewinął się przypadek biznesmena (niech pozostanie anonimowy, bo żadnej winy mu na razie nie dowiedziono), który na sumieniu miał podobno i mobbing pracowników, i faworyzowanie podwładnej, z którą – firmowa tajemnica poliszynela – łączył go romans. Sprawę komentowały rozmaite osoby zaangażowane w zwalczanie niecnych praktyk w środowisku pracy i dało się słyszeć stanowisko radykalne: żadnych romansów, żadnych związków, jak się coś takiego kroi, to jedna ze stron kategorycznie powinna odejść z pracy. W domyśle: raczej podwładna, raczej kobieta, bo przecież nie szef.
Wiele firm w atmosferze globalnego #MeToo uzupełnia dziś firmowe kwity o antymobbingowe i antymolestacyjne regulaminy albo raczej manifesty. Do wewnętrznych regulaminów komisji dodaje się uregulowania antynepotyczne.