Jarosław Kaczyński zapewnia, że Polska trwa. Ale jego sympatycy zastanawiają się, jaki sens ma trwanie Polski, skoro coraz mniej jest w niej Polaków, a coraz więcej Ukraińców, ateistów, osób transpłciowych, a także – na co zwraca uwagę piosenkarka Edyta Górniak – „biorobotów, hybryd i reptilian” dysponujących kombinezonami biologicznymi, ale nieposiadających „głębi duszy” i „połączenia z pierwotną świadomością”.
Wiadomo, że z hybrydami, reptilianami czy osobami transpłciowymi normalnej Polski się nie zbuduje. W tej sytuacji Kaczyński stawia na zwykłych Polaków i przypomina, że Polska w osobach jego i premiera Morawieckiego robi dla nich tak dużo, że teraz oni muszą zrobić coś dla Polski. W pierwszej kolejności apeluje o dzieci, których – jak twierdzi – z powodu istnienia silnego układu deweloperskiego dramatycznie brakuje. Chodzi o to, że aby Polacy mieli dzieci, potrzebne są mieszkania; bez mieszkań nie będą się rozmnażać, co jest zrozumiałe, bo żeby się rozmnażać, trzeba mieć gdzie.
Zapewnienie każdemu polskiemu małżeństwu mieszkania do rozmnażania to plan ambitny, boję się tylko, czy on zadziała. Znane są przypadki osób mających nawet po siedem mieszkań, a mimo to niedecydujących się na dzieci. Co będzie, gdy rząd PiS nastawia mieszkań, rozda je Polakom, a ci dalej nie będą chcieli mieć dzieci? Lub, co gorsza, zamiast po otrzymaniu nowego mieszkania zwiększyć dzietność, zaczną eskalować żądania i nalegać, żeby rząd dorzucił im jeszcze plazmę albo auto elektryczne.
Poza tym lekarze ostrzegają, że podniecenie wywołane posiadaniem mieszkania bywa duże, ale niestety chwilowe; często mija, zanim dana para zdąży przystąpić do seksu. Gotowość do prokreacji zabijają choćby informacje o ratach kredytu mieszkaniowego, które rosną tak dramatycznie, że nie opłaca się nie tylko mieć dzieci, ale także marnować energii na zbliżenie.