Ewa od dawna żyje z ołówkiem w ręku. – Dostałam ostatnio dwa wezwania z sądu z nakazami zapłaty, ale się odwołałam i sąd mi to umorzył – opowiada. Na szczęście nie ma problemów z komornikiem, choć zdarzają się telefony i esemesy z kancelarii windykacyjnych z pogróżkami. Zarabia tak mało, że komornik nie ma u niej nic do roboty. Choć z drugiej strony na tyle dużo, że nie może liczyć na pomoc z MOPS. Spłaca, ile może. – To się zaczęło dawno, w 2007 r. Urodziłam dziecko, dziecko było chore, zarabiałam mało, a potrzebowałam na rehabilitację. Zaciągnęłam pierwszą pożyczkę. Potem zrobiłam prawo jazdy i chciałam kupić samochód, wzięłam chwilówkę. Potem życie mi się poplątało, straciłam pracę. Straciłam panowanie nad własnym życiem – mówi Ewa.
Koniec balu
W 2022 r. Polacy weszli jeszcze w dobrych nastrojach. Inflacja wprawdzie rosła, ale sytuacja na rynku pracy była dobra i zasoby finansowe zaoszczędzone w trudnych pandemicznych latach sprawiały, że wiele osób chciało odreagować stres, więc decydowało się na ekstrawydatki. Jak komuś brakowało, nie było problemu, by pożyczyć. Inni, obawiając się nadchodzącej inflacji, w inwestycjach szukali ratunku dla oszczędności. Kupowali więc i urządzali mieszkania, korzystając z chętnie udzielanych im przez banki kredytów hipotecznych. W sumie zadłużenie Polaków doszło do 739,7 mld zł. Z tego – jak ustaliło Biuro Informacji Kredytowej (BIK) – ponad 70 proc. stanowiły kredyty mieszkaniowe. Na drugim miejscu były kredyty gotówkowe (160 mld zł) i ratalne (23,8 mld zł).
Jednak zaległości także rosną. Gdy kończył się 2021 r., w bilansach banków oraz dostawców prądu, wody, gazu, telefonu, telewizji czy internetu figurowało 2,39 mln konsumentów z nieuregulowanymi zobowiązaniami o łącznej wartości 44,4 mld zł.