Przez lata rządzący zapewniali, że odbudowa Pałacu Saskiego odbędzie się bez ingerencji w jeden z najpiękniejszych warszawskich parków. Na swój sposób nie kłamali. Przesadzane mają być drzewa, które rosną wzdłuż ulicy Królewskiej, gdzie kiedyś stał Pałac Brühla i przylegający do niego ciąg kamienic. W sumie cały szpaler drzew, z których najstarsze mają ok. 70 lat, te młodsze mniej więcej pół wieku. Do warszawskiego ratusza wpłynął list intencyjny w sprawie przesadzeń.
Specjaliści podają w wątpliwość nie tylko sens, ale i ewentualne powodzenie takiego przedsięwzięcia. – To skomplikowana procedura. Najpierw trzeba umiejętnie przeciąć korzenie, a następnie pozwolić im się zregenerować – tłumaczy Piotr Tyszko-Chmielowiec, dyrektor niezależnego Instytutu Drzewa. – Taki proces wymaga około dwóch lat. Dopiero wówczas można próbować dokonać przesadzeń. Przedstawiciele spółki Pałac Saski twierdzą jednak, że z przesadzeniami drzew uporają się jeszcze w tym roku, co kiepsko wróży drzewom.
Samej idei odbudowy Pałacu Saskiego kiepsko wróży natomiast nowy szacunkowy koszt inwestycji. Rok temu kosztorys odbudowy Pałacu Saskiego, Pałacu Brühla i ciągu kamienic wzdłuż ulicy Królewskiej szacowano na 2 mld zł. Teraz prezes spółki mówi o kosztach rzędu 2,5 mld zł, zastrzegając, że nie jest to kwota ostateczna. Realną poznamy w 2023 r., kiedy rozstrzygnięty zostanie konkurs na projekt architektoniczny. Sam projekt pochłonie miliony, które już zresztą raz zostały wydane na to samo. Pomysł na odbudowę Saskiego ponad 20 lat temu forsowały władze stolicy pod rządami Hanny Gronkiewicz-Waltz. Wówczas ratusz nie tylko zapłacił za projekt, ale też przeprowadził kosztowne badania archeologiczne fundamentów i podpiwniczeń. W obliczu lawinowo rosnących kosztów i światowego kryzysu władze miasta musiały wybrać, czy wybudować drugą linię metra, czy odbudować pałac.