Dopala się kaganek oświaty
Feralny początek szkoły pod rządami PiS. Dopala się kaganek oświaty
Wie pani, z jaką myślą budzi się dyrektor polskiej szkoły tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego? Czy 1 września nauczyciele przyjdą? – zaczyna rozmowę dyrektorka zespołu szkół technicznych w dużym mieście. I dodaje, że to nie nerwica, tylko pytanie dyktowane życiem. Pod koniec sierpnia niektórzy spośród cudem znalezionych, umówionych już na pracę pedagogów informowali, że jednak godzin nie wezmą. – W tamtym tygodniu zadzwonił do mnie nauczyciel, który miał uczyć matematyki i geografii, przez rok chodził w sprawie pełnego etatu, uzupełniał kwalifikacje. Znalazł lepszą ofertę – opowiada Janusz Ciepielewski, dyrektor 165 LO na warszawskiej Białołęce. – Kilka dni później z tego samego powodu zrezygnował wuefista. Inni po prostu nie pojawiali się na wakacyjnych radach pedagogicznych, przestawali odbierać telefon. Dzwonili za to starsi, sprawdzeni pracownicy, przekazując, że zachorowali i właśnie przechodzą na roczne urlopy zdrowotne.
Skutek był taki, że na kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego w bankach pracy kuratoriów oświaty wisiało niewidziane przez lata 20 tys. ofert pracy dla nauczycieli. A dziury w grafikach, wypalone przez poczucie finansowej beznadziei i upokorzenia, to tylko jeden z planów krajobrazu oświaty u progu roku szkolnego 2022/23.
Na drugim planie jest widmo tłoku – polskich i ukraińskich dzieci, z trudem upychanych zwłaszcza w szkołach średnich w wyniku dwóch źle skoordynowanych reform oświaty (likwidującej gimnazja z 2017 r. i wysyłającej do szkół pół rocznika sześciolatków wraz z siedmiolatkami z 2014 r.).
Na trzecim planie jest estetyczny i etyczny szok związany z dopuszczeniem do wykorzystywania na lekcjach nowego przedmiotu historia i teraźniejszość kuriozalnego podręcznika Wojciecha Roszkowskiego.