Dużo nas i mało
Świat się przeludnia, Polska wyludnia. W końcu za mało nas czy za dużo?
W zeszły wtorek gdzieś na świecie urodził się jeden mały człowiek. I jednocześnie liczba wszystkich ludzi przekroczyła 8 mld – tak przynajmniej wynika z modeli demograficznych ONZ. Szybko poszło. W okolicach 1804 r. doszliśmy do pierwszego miliarda. Potem przyspieszyliśmy: 2 mld w 1927 r., 4 mld w 1974 r., 7 mld przekroczyliśmy zaledwie 11 lat temu.
Najszybszy wzrost przypadł na lata 60. XX w. – przybywało nas średnio 2 proc. rocznie. Czasy tamtej „eksplozji populacyjnej” dawno jednak minęły. Teraz eksperci i politycy szykują się na „szczyt populacyjny”, który nadejdzie w latach 80. XXI w. – będzie nas wtedy 10,4 mld. Ta liczba w przybliżeniu ma się utrzymać do końca stulecia. A potem zacznie spadać.
Nie ulega jednak wątpliwości, że jest nas coraz więcej. Głównie dlatego, że żyjemy dłużej. Od 1950 r. średnia długość życia wzrosła o 25 lat. Tylko w latach 1990–2019 podskoczyła o dziewięć – do 72. W kolejnych dwóch latach z powodu pandemii zaliczyliśmy spadek do 71, ale do 2050 r. ma to być już 77. To jednak tylko statystyka, bo nasz liczbowy przyrost jest nierównomierny geograficznie.
Znany szwedzki statystyk Hans Rosling porównuje światową demografię do kodu PIN. Ten obecny to 1114, przy czym kolejne cyfry oznaczają liczbę miliardów odpowiednio w obu Amerykach, Europie, Afryce i najludniejszej Azji. W 2050 r. ten kod ma być już zupełnie inny – 1145.
Skąd ta zmiana? Populacja ośmiu państw – pięciu w Afryce i trzech w Azji – do 2050 r. wzrośnie co najmniej o 50 proc. Będą to, alfabetycznie, Demokratyczna Republika Konga, Egipt, Etiopia, Nigeria i Tanzania oraz Indie, Filipiny i Pakistan. A „najszybsze” z nich – Kongo i Tanzania – do 2050 r. podwoją swoje populacje.