„Jestem entuzjastą programu »ciepłej wody w kranie«” – pisze prof. Maciej Michalik w „Gazecie Wyborczej” i oczywiście tytuł od razu zwraca uwagę. Profesor jest wrogiem pisowskich igrzysk; ma wielką nadzieję, że zbliżają się do końca. I oczywiście takie pragnienie (choć z tą nadzieją gorzej) podzielam, ale bardzo się boję, że ciepła woda nie zmyje do zlewu groźnych pisowskich igrzysk politycznych. Wyjaśnienie tej obawy poprzedzę zreferowaniem treści artykułu profesora (z natury rzeczy muszę uprościć).
Hartman: Jak oni wiecują, czyli pojedynek Tuska z Kaczyńskim na odległość
Niebezpieczna pochwała nudy
Maciej Michalik chwali rządy Donalda Tuska, zwłaszcza że ich program nie zawierał fanfaronady, nie obiecywał największego lotniska na świecie, przekopania mierzei, miliona samochodów elektrycznych, czternastek i powszechnego dobrobytu. „Nie wmawiał źle wykształconym i nieporadnym, że są solą tej ziemi” – pisze profesor i ocenia, że program Tuska był nudny jak flaki z olejem, ale jedyny możliwy dla Polski, „zrywający z tymi żałosnymi cechami Polaków, które Polskę trzymały w zaścianku i na prowincji Europy”. Porównuje ten program do nudnych dokonań króla Kazimierza, który nie puszył się, nie machał mieczami, tylko budował i wiele zdziałał tym „nudnym budowaniem, nudną pracą”. Szkoda, że prof. Michalik nie zacytował jeszcze opinii Tuska, że „jak ktoś ma wizję, niech idzie do lekarza”.
Taka pochwała nudy jest niebezpieczna.