Kraj

Zły pies. Ostatni wywiad z Janem Nowickim

Jan Nowicki w 2015 r. w swoim domu w Krzewencie Jan Nowicki w 2015 r. w swoim domu w Krzewencie Mikołaj Kuras / Agencja Wyborcza.pl
„I dopiero tam, w trzewiach kopalni, w tych ciemnościach, po raz pierwszy zrozumiałem, że muszę coś ze sobą zrobić” – cała rozmowa Juliusza Ćwielucha z Janem Nowickim w najbliższym numerze „Polityki” i we wtorek 13 grudnia na Polityka.pl.

U Jana Nowickiego psy były częścią rodziny. Siłą rzeczy były też częścią wywiadu, bo co jakiś czas przybiegały sprawdzić, jak się ma ich pan. Czy gość zachowuje się godnie i nie robi jakichś hec. Choć z drugiej strony widać było, że same jakieś hece chciałyby popełnić. I tak przez psy doszliśmy w rozmowie do życia pana Jana.

***

JULIUSZ ĆWIELUCH: – Pan jest rasowiec czy kundel?
JAN NOWICKI: – Zdecydowanie kundel. Syn szewca, matka bez szkół. Chociaż moja matka miała taki rozum, że szkół nie potrzebowała. Ale mnie do nauki goniła. Marzyło się jej, żebym miał małą maturę. Dziewięć klas dla syna to był pułap jej marzeń. Kombinowała, że wtedy nie musiałbym nosić skrzynek z jabłkami, tylko będę liczył tych, co skrzynki noszą.

Zamiast tego siedem razy wyrzucali pana ze szkoły.
Sam się wyrzucałem. Jedna z tych szkół to było TPPCUSz we Włocławku, czyli Technikum Przemysłowo-Pedagogiczne Centralnego Urzędu Szkolenia Zawodowego, po którym miałem być frezerem. A frez to narzędzie wieloostrzowe działające na zasadzie klina, czyli – jak pan widzi – pierwsze szlify edukacji już tam miałem. Pamiętam, że siedziałem w klasie na lekcji i patrzyłem na Wisłę, za którą były wzgórza. I te wzgórza tonęły w słońcu. Podnosiłem palec: – Czy mogę wyjść?. Nauczyciel powiedział, że tak, myśląc, że do toalety. A ja poszedłem w stronę tych wzgórz i już nie wróciłem.

Z okien szkoły teatralnej w Łodzi żadnych wzgórz nie było widać.
Na pierwszym roku okazało się, że jestem zdolny. Brałem np. krzesło i udawałem, że to jest dziecko. Takie głupoty, ale to się podobało, robiło wrażenie. Takie popisywanie jak małpa z nudów popisuje się w zoo. Ogólnie łatwo mi to przychodziło. Ale nie tylko to. Seks, wino, zabawa też mi łatwo przychodziły. I tak się temu oddałem, że przestałem chodzić na zajęcia. Można powiedzieć, że nie tyle przestałem, co zapomniałem chodzić na zajęcia.

Dali mi drugą szansę, co było czymś niezwykłym, czego ja oczywiście nie doceniłem, tak jak wielu rzeczy w swoim życiu. Opiekunką tego pierwszego rocznika, na którym miałem powtarzać edukację, była wielka aktorka Jadwiga Chojnacka. Ale ona się mną jakoś nie zachwyciła. Powiedziała, że mnie nie zna. A ja wypaliłem, że ja jej też. No i trzeba było się pożegnać ze szkołą.

I przywitać z wojskiem?
Całe życie powtarzam, że wojsko to jedna z najkoszmarniejszych rzeczy wymyślonych przez człowieka. Żołnierz nie może myśleć. Ma wykonywać rozkazy. Pamiętam, że kupiłem „Kurier Polski”, gdzie wyczytałem, że Kopalnia Węgla Kamiennego Miechowice w Bytomiu reklamuje od wojska. Zamiast do koszar można było iść do pracy pod ziemię. Nie miałem żadnych wątpliwości, że wolę iść pod tę ziemię. Pamiętam naszego instruktora. Nazywał się Basista i pięknie opowiadał o kopalni. Mówił tak: Naprawdę to tu jest życie. Na górze, jak się pojedzie, to tyle, że kobita da coś do zjedzenia. Ale żeby żyć, to trzeba naprawdę zjechać na dół. Bo tylko na grubie jest życie.

I tak było?
Gówniane miejsce. Mieszkałem w Domu Górnika nr 8. Sakramenckie chlanie. Połowa nie potrafiła pisać, więc listy do ich dziewczyn pisałem ja. Ładne listy. Ale ze zjeżdżania pod ziemię to nie zwalniało. I dopiero tam, w trzewiach kopalni, w tych ciemnościach, po raz pierwszy zrozumiałem, że muszę coś ze sobą zrobić. Nieważne, jak pięknie świeci słońce na tych wzgórzach, to nie wolno mi tam iść. Muszę do końca w tej klasie wysiedzieć, inaczej już żadnego słońca nie będzie.

Cała rozmowa Juliusza Ćwielucha z Janem Nowickim w najbliższym numerze „Polityki” i we wtorek 13 grudnia na Polityka.pl.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną