Kiedy nadciągnie 5. dywizja? W projekcie MON trudno znaleźć kluczowe odpowiedzi
„Pierwsza dywizja piechoty Legionów stała się faktem” – tak poważną deklarację złożył powołany we wrześniu na pełnomocnika MON ds. jej utworzenia (a więc jeszcze nie dowódca) gen. bryg. Norbert Iwanowski. Wystąpił w Białymstoku, pierwszy raz publicznie w tej randze, choć na dość typowej dla MON imprezie. Generał mówił oczywiście drugi, po wicepremierze i szefie MON Mariuszu Błaszczaku. Od którego w pochmurne popołudnie usłyszeliśmy o odbudowie siły i potęgi Wojska Polskiego, jego konsekwentnej rozbudowie od 2015 r., powrocie do zlikwidowanych przez obecną opozycję garnizonów i powstawaniu nowych, dzięki zwiększonemu finansowaniu i gigantycznym zakupom zbrojeniowym.
Konkretne plany na 5. dywizję były wyczekiwane od ponad pół roku, od czasu gdy w czerwcu szef resortu razem ze zwierzchnikiem sił zbrojnych zapowiadali rozbudowę potencjału wojsk lądowych do sześciu dywizji zamiast istniejących czterech (choć ta czwarta, 18. dywizja zmechanizowana, jest od ponad czterech lat w budowie). Wtedy konkretów też wiele nie było poza tym, że Błaszczak ma zapisać kolejny rekord: nikt w III RP nie powołał do życia dwóch dywizji. A on przecież jeszcze nie skończył.
Czytaj też: Poligon Ukraina. Wojna to niezrównany test dla broni
MON odbił od „linii Wisły”
A więc gdy w czerwcu wraz z Andrzejem Dudą ogłaszał zamiar stworzenia nowych dywizji wojsk lądowych, wspominał o linii Wisły i centralnej Polsce jako miejscu ich stałej dyslokacji. Stałe stacjonowanie może mieć wymiar symboliczny, organizacyjny i logistyczny, ale nie przesądza o użyciu dywizji jako związku taktycznego wojsk lądowych, a tym bardziej o jego bojowym dysponowaniu.