Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dwa traktaty, trzy patriotyzmy

Podpisywanie traktatów międzynarodowych ma sens, tylko jeśli oznacza, że umawiające się strony zobowiązują się do zachowania zgodnie z zawieraną umową, a nie wedle własnego widzimisię. Trochę jak nowożeńcy ślubujący sobie lojalność małżeńską. Tracimy nieco wolności w zamian za poczucie większego bezpieczeństwa. Jeśli zawarty dobrowolnie traktat czy małżeństwo nie odbierają suwerenności ani wolności, są bardziej jak ślub cywilny niż sakramentalny. Mimo to są dwa traktaty, które budzą emocje, a ich oponentom dają poczucie utraty kontroli nad naszymi krajowymi sprawami. Dla nacjonalistycznej prawicy to naturalnie traktat europejski, który nie tylko przewiduje, że państwa członkowskie muszą być demokracjami, ale jeszcze przekazuje instytucjom wspólnotowym ocenę tego, czy standardy rzeczywiście są zachowywane. Natomiast lewica właśnie ogłosiła, że skłania się ku wypowiedzeniu konkordatu, który faktycznie ingeruje w krajowe sprawy, np. dlatego, że gwarantuje nauczanie religii w szkołach publicznych i wyłącza nauczycieli religii spod władztwa ich dyrektorów.

Jeśli na poważnie wziąć zastrzeżenia prawicy („Nie do takiej Unii wstępowaliśmy!”), to naturalnie Polska musiałaby z UE wystąpić. Nie da się bowiem być w Unii z upartyjnionym sądownictwem i nie można w niej długo zagrzać miejsca, odmawiając jurysdykcji Europejskiemu Trybunałowi Sprawiedliwości. Takoż likwidacja do zera nauczania religii w szkołach byłaby sprzeczna z artykułem 12. konkordatu i wymagałaby jego renegocjacji lub wypowiedzenia. Obydwie decyzje byłyby proceduralnie dość proste. Do wypowiedzenia konkordatu wystarczyłaby bodaj nota MSZ, a do wyjścia z Unii – albo zwykła ustawa, albo po prostu wstrzymanie składki i uczestnictwa polskich ministrów w radach europejskich. Jedno i drugie wywołałoby wszak gniew znaczącej części społeczeństwa.

Polityka 3.2023 (3397) z dnia 10.01.2023; Komentarze; s. 9
Reklama