Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Siła bezsilnych

Siła języka, pozornie niewinna, polega na tym, że lepi on naszą codzienność.

Awantura o feminatywy przygasa i wybucha wciąż od nowa. To wspaniale, rozpychamy się w języku, a każdy pretekst jest dobry, by upomnieć się o miejsce w polszczyźnie. Ostatnio dostarczyła go Katarzyna Nosowska. W wywiadzie dla TOK FM wyznała, że męczą ją feminatywy. No tak, bycie kobietą czasem męczy, zwłaszcza jeśli trzeba się ciągle awanturować o sprawy podstawowe.

Żeńskie formy swobodnie używane były w okresie międzywojennym. Niektóre słowa nie istniały, to fakt, ale tylko dlatego, że nie było jeszcze kobiet w zawodach, które uprawiają dziś. I tak posłanki nazwano na początku posełkami, nie zrażając się podobieństwem do słowa „osełka”. O kosmonautkach – ani o kosmonautach – nie było co marzyć z oczywistych względów. Były za to doktorki, profesorki, magistry, prawniczki, świadkinie, powstanki i pilotki. Po wojnie doszły traktorzystki, przodownice pracy, kadrowe. Równolegle dał się zauważyć opór wobec żeńskich odpowiedników w zawodach wymagających wyższego wykształcenia. Do dziś wiele nauczycielek, architektek czy lekarek uważa, że forma żeńska im uwłacza, bo zabrzmi poważniej, gdy wpiszą się w męskie nazewnictwo. Nic dziwnego, o feminatywy upominamy się raptem od stu lat, tymczasem monopol na męskie nazwy zawodów trwał od wieków.

Tymczasem język może formować rzeczywistość i gdziekolwiek się spojrzy, widać realny wpływ słów na życie codzienne ludzi. Według teorii relatywizmu językowego Benjamina Lee Whorfa sposoby użycia języka ludzkiego wpływają na to, jak odbieramy i pojmujemy rzeczywistość. To on określa świadomość i kształtuje nasz świat. Może pogłębiać dyskryminację, ale i jej przeciwdziałać. W tym sensie rozumiany może być jako władza, zwłaszcza dla grup nieobecnych w debacie publicznej czy nienazywanych z braku odpowiedniego języka.

Polityka 3.2023 (3397) z dnia 10.01.2023; Felietony; s. 95
Reklama