Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Pochwała głupoty

Romans z tekstem to w szkole zjawisko coraz rzadsze. Dotychczasowy kanon na romansowanie pozwalał.

„Co to mamy na dzisiaj? - rzekł surowo i zajrzał do programu. - Aha! Wytłumaczyć i objaśnić uczniom, dlaczego Dobraczyński wzbudza w nas miłość i zachwyt". Minister recytuje swoją lekcję. Ale ustawienie nauczycieli to nie taka prosta sprawa. Literatura dotyczy człowieka i wszystko, co ludzkie, jest jej bliskie. Wielu polonistów nie boi się mądrze eksperymentować na własny rachunek, funkcjonuje na drugim biegunie od Bladaczki. Szkoła mebluje głowy, jest doświadczeniem totalnym, więc powinna pozwalać na rozwój i samorealizację - i nauczycielowi, i - przede wszystkim - uczniowi. Wymaga od nauczyciela kształtowania respektu dla kanonu, bo jego lwia część kojarzyła się z arcydziełami. Romans z tekstem to w szkole zjawisko coraz rzadsze. Dotychczasowy kanon na romansowanie pozwalał. Jak długo (niedługo) pracuję w szkole, tak od pierwszego tygodnia, jeśli pojawiały się zażalenia, to zawsze szło o, obszerniejszą niż trzeba, listę lektur. Na przykład Hemingway: podobno wulgarny i samobójca. Może rzecz spuentuje pytanie-reakcja rodzica na nazwisko innego zagranicznego klasyka: „czy nie ma piękniejszych polskich książek?". Więc zdaję sobie sprawę z tego, że decyzja w sprawie kanonu to nie woda na mój młyn, ale są takie turbiny, które ruszą ochoczo. Kanon stał się elementem polityki.

Zaprowadzenie dyscypliny nie ma chyba nic wspólnego z wykreowaniem szkoły jako placówki autorytarnej. A lektury winny pozwalać na kształtowanie osobowości ucznia i podsuwać linki do rozmowy. „Filologia to coś najgorszego" - zaczną się ziszczać słowa z Lekcji Ionesco. Filologia to „przeszklone poddasze", stąd widać więcej; to coś najlepszego, wtedy, gdy XI przykazanie brzmi: nie monologizować, nie monopolizować.

Reklama