Matura 2023: wielka improwizacja
Matura 2023: wielka improwizacja. PiS miał na to siedem lat, a zaspał
Do ostatniego dnia na wdechu, bo może jeszcze pojawią się jakieś zmiany. Bez pewności, jak egzamin będzie wyglądać – tak o nastrojach tuż przed maturą, która startuje 4 maja, mówi wielu nastolatków, rodziców i nauczycieli. Niepewność okołomaturalna w ostatnich latach poniekąd stała się normą, tyle że tym razem nie ma już problemu pandemii, z którym niepokoje dotychczas były związane. Tegoroczny egzamin dla kończących naukę licealistów (158,5 tys. osób) to ukoronowanie tzw. reformy oświatowej zapoczątkowanej przez Annę Zalewską w 2016 r. Na przygotowania władze miały więc siedem lat.
Jednym z oficjalnych powodów, dla których PiS likwidowało gimnazja, wydłużając naukę w liceum do czterech lat, miało być słabe przygotowanie absolwentów do studiów. Uczniów i nauczycieli straszono, że nowa matura będzie znacznie trudniejsza niż ta „pogimnazjalna”. Pierwsze konkretne informacje o tym, jak egzamin ma przebiegać, Ministerstwo Edukacji i Nauki oraz Centralna Komisja Egzaminacyjna zaczęły jednak publikować dopiero rok temu. A potem sukcesywnie je modyfikowały. Do MEiN i CKE zaczęło docierać, że poziomu nauczania w szkołach średnich nie udało się podnieść – także z obiektywnych powodów związanych z pandemią. A do samego zaplecza politycznego MEiN – że rok ukoronowania „reformy” Zalewskiej nową, trudną maturą to także rok wyborczy.
W marcu ogłoszono skreślenie prawie 120 pozycji z listy tzw. pytań jawnych, które na pewno miały pojawić się na maturze ustnej. Była to już druga taka zmiana. Początkowo pytań było 270, ostatecznie zostało – 110. Poza tym złagodzono kryteria oceniania prac z języka polskiego – tak, że zdający może popełnić więcej błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, nie tracąc punktów. Zapowiedziano też zmianę arkuszy zadań z matematyki i angielskiego.