Kraj

Przełom w Krakowie. Noce bez gorzałki na ulicach

Krakowski rynek. Zdjęcie z 2019 r. Krakowski rynek. Zdjęcie z 2019 r. Tomasz Wiech / mat. pr.
Moim zdaniem pojawia się szansa, że na urok Krakowa znowu składać się będzie także spokój i zabawa z klasą.

Kraków – jako pierwsze miasto w Polsce – wprowadził zakaz nocnej sprzedaży alkoholu na całym terenie. To kolejny już – po również pierwszym w kraju zakazie palenia węglem – dowód odważnej i nowoczesnej strategii miejskiej. Zwłaszcza w rodzimych realiach mentalnych.

Rewolucyjną uchwałę przygotował prezydent Jacek Majchrowski i poparła zdecydowana większość radnych (zyskała 32 głosy, wstrzymało się ledwie pięciu rajców). Wcześniej w badaniach ankietowych za „nocną prohibicją” opowiedziało się niemal 55 proc. mieszkańców. Przeciw było jednak aż 45,23 proc. krakowian. Podzielone były także opinie rad dzielnicowych: pozytywnie projekt uchwały zaopiniowało tylko pięć, podczas gdy osiem było przeciw. W pięciu dzielnicach radni woleli nie zająć stanowiska.

Oburzenie wyrażali też tzw. wolnościowcy oraz niektórzy (lecz – co charakterystyczne – wcale nie wszyscy) zainteresowani przedsiębiorcy. W dyskusji pojawiła się oczywiście historia prohibicji wprowadzonej wiek temu w Stanach Zjednoczonych, ale też tezy o ograniczaniu swobody i równości w prowadzeniu działalności gospodarczej. A nawet o gwałceniu wolności (zarówno jednostek, jak i rynku).

Posłuchaj: Kraków wierzy w design

Prohibicja, radykalne rozwiązanie

W końcu jednak zwolennicy ograniczeń przeforsowali swoją wizję miasta: mającego być wciąż przede wszystkim przyjaznym gościom i mieszkańcom – i to także tym, którzy lubią nocne życie. Byle by tylko nie była to wersja kończąca się chlaniem wódy prosto z butelki (mówiąc popularnie „z gwinta”) na ulicy pod nocnym sklepem w celu wprowadzenia się w stan zwany (znowu potocznie) „dorżnięciem”.

Reklama