Kraków – jako pierwsze miasto w Polsce – wprowadził zakaz nocnej sprzedaży alkoholu na całym terenie. To kolejny już – po również pierwszym w kraju zakazie palenia węglem – dowód odważnej i nowoczesnej strategii miejskiej. Zwłaszcza w rodzimych realiach mentalnych.
Rewolucyjną uchwałę przygotował prezydent Jacek Majchrowski i poparła zdecydowana większość radnych (zyskała 32 głosy, wstrzymało się ledwie pięciu rajców). Wcześniej w badaniach ankietowych za „nocną prohibicją” opowiedziało się niemal 55 proc. mieszkańców. Przeciw było jednak aż 45,23 proc. krakowian. Podzielone były także opinie rad dzielnicowych: pozytywnie projekt uchwały zaopiniowało tylko pięć, podczas gdy osiem było przeciw. W pięciu dzielnicach radni woleli nie zająć stanowiska.
Oburzenie wyrażali też tzw. wolnościowcy oraz niektórzy (lecz – co charakterystyczne – wcale nie wszyscy) zainteresowani przedsiębiorcy. W dyskusji pojawiła się oczywiście historia prohibicji wprowadzonej wiek temu w Stanach Zjednoczonych, ale też tezy o ograniczaniu swobody i równości w prowadzeniu działalności gospodarczej. A nawet o gwałceniu wolności (zarówno jednostek, jak i rynku).
Posłuchaj: Kraków wierzy w design
Prohibicja, radykalne rozwiązanie
W końcu jednak zwolennicy ograniczeń przeforsowali swoją wizję miasta: mającego być wciąż przede wszystkim przyjaznym gościom i mieszkańcom – i to także tym, którzy lubią nocne życie. Byle by tylko nie była to wersja kończąca się chlaniem wódy prosto z butelki (mówiąc popularnie „z gwinta”) na ulicy pod nocnym sklepem w celu wprowadzenia się w stan zwany (znowu potocznie) „dorżnięciem”.
Dzięki przyjęciu uchwały już od 1 lipca (tempo wejścia w życie nowego prawa też zasługuje na podkreślenie) na terenie całego Krakowa zakazana będzie detaliczna sprzedaż alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych między północą a godz. 5:30 rano.
Dotąd żaden z samorządów w kraju nie zdecydował się na tak radykalne rozwiązanie – ponad 200 gmin wprowadziło już wprawdzie nocne ograniczenia w handlu alkoholem, ale nigdzie nie obejmują one całego ich obszaru. Kraków wybrał wersję generalnego zakazu, bo wyszedł z założenia, że inaczej łatwo można obchodzić restrykcje, kupując bez przeszkód alkohol w sklepach sąsiednich dzielnic – tych od nich wolnych.
Co też ważne: alkohol będzie można serwować (i pić) w barach, pubach, klubach i restauracjach. Choćby i do rana – byle wewnątrz (bo knajpiane ogródki też obowiązuje „cisza nocna” – zresztą zdaniem niektórych mieszkańców wciąż zbyt późno się zaczynająca).
Posłuchaj: Pomówmy o zabawkach. Nowa opowieść o Krakowie
Urok Krakowa
Decyzja o zakazie nocnego handlu alkoholem jest – razem z podjętym kilka lat temu zakazie ogrzewania krakowskich domów i mieszkań węglem oraz ostrą kampanią przeciwko tandetnym banerom i neonom reklamowym – jedną z przełomowych dla przyszłości Krakowa decyzji władz samorządowych.
Dzięki wyeliminowaniu pieców i kominków smog występuje z winy okolicznych gmin, gdzie wprowadzanie podobnych regulacji idzie wolniej (skądinąd po części w efekcie polityki zdominowanego przez PiS sejmiku województwa małopolskiego). A przecież właśnie smog przez lata ciążył nad wizerunkiem Krakowa – na co dzień musieli się z nim zmagać mieszkańcy, a straszono nim także potencjalnych gości zarówno z kraju, jak świata.
Potem do miasta przylgnęła kolejna łata: wizja przetaczających się po jego ulicach i barach pijanych w sztok weekendowych przybyszy z Wielkiej Brytanii. Z czasem wraz z ponownym – związanym choćby z pandemią – wzrostem popularności wycieczek do Krakowa wśród rodaków pojawiło się kolejne skojarzenie: równie upojeni, a często jeszcze agresywni i klnący na potęgę przybysze z całej ojczyzny na gościnnych występach pod Wawelem.
Teraz pojawia się szansa, że na urok Krakowa znowu składać się będzie także spokój i zabawa z klasą.
Czytaj także: Egzamin na krakowskiego hejnalistę