Istnieje wiele przesłanek, by twierdzić, że żyjemy w „populistycznych czasach”, w erze populizmu politycznego, populistycznego zeitgeistu, albo że wkroczyliśmy w „nowy populistyczny cykl” i musimy zmierzyć się z kolejną „falą populizmu”. Istotnie, liczne przykłady populistycznych ruchów i partii politycznych, populistycznych polityków i populistycznych rządów składają się na pesymistyczne diagnozy, oceny i predykcje. Problematyczne jest również to, że współcześni politycy, a także działacze społeczni o politycznych ambicjach, coraz częściej i śmielej sięgają do populistycznego repertuaru działań zmierzających do pozyskania i/lub mobilizacji zwolenników, a jeśli zdobędą władzę – obierają populistyczne sposoby jej sprawowania, utrzymywania i zwiększania jej zakresu. (W tym kontekście niestety nie zdumiewa, a zarazem jednak bardzo niepokoi dające się usłyszeć co raz nawoływanie, że stronnictwa, które chcą wygrać ze Zjednoczoną Prawicą, powinny również stosować – w mniejszym lub większym stopniu – populistyczne strategie).
Owa „fala populizmu” wezbrała wskutek stosowania populistycznych strategii przez aktorów politycznych, którzy przez ostatnie lata wykonali ogromną pracę nad ich doskonaleniem. Populizm nie osiągnąłby jednak w najnowszej historii politycznej takiego zasięgu, gdyby nie jego społeczne źródła, w tym podatność obywateli na populistyczne hasła i zabiegi. Warto podkreślić, że wiara polityków w to, że to populistyczne strategie zwiększą ich szansę na efektywną rywalizację o władzę, jej zdobycie i utrzymanie, powoduje, że sięgają po nie. Populistycznie nacechowana agregacja interesów i poglądów, populistyczne formy ekspresji politycznej oraz populistyczne formuły rządzenia, opierające się na instrumentalnym traktowaniu zasad, wartości, relacji, zagrożeń, emocji, potrzeb społecznych, prawa, co prawda nie powstają w próżni – mają swe przyczyny w społecznych postawach i skłonnościach, niemniej, z drugiej strony, bez owej specyficznej aktywności i konsekwencji polityków po prostu mogłyby nie zaistnieć.