Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Donald Tusk zapowiedział „marsz miliona serc” w Warszawie

Donald Tusk podczas Marszu 4 czerwca w Warszawie Donald Tusk podczas Marszu 4 czerwca w Warszawie Marcin Rutkiewicz / East News
„1 października zorganizujemy marsz miliona serc. Jeśli pół miliona ludzi dało nadzieję, to ten milion w Warszawie da już naprawdę pewność zwycięstwa” – zapowiedział Donald Tusk. To reakcja na dramat Joanny z Krakowa, otoczonej kordonem policjantów w gabinecie ginekologicznym po tym, jak zażyła tabletki poronne.

„Kilkanaście godzin temu cała Polska zobaczyła, co się zdarzyło w Krakowie. Przypadek pani Joanny, która trafiła do szpitala, otoczona przez policję przy współpracy z prokuratorem” – zaczął swoje wystąpienie Tusk. „Poniżono jej godność, zabrano jej własność – telefon, laptop. I to wszystko się działo w gabinecie ginekologicznym”.

Czytaj też: Czy i jak chcą głosować kobiety

Dramat Joanny z Krakowa

Dramatyczną sytuację pani Joanny z Krakowa przedstawiły „Fakty” TVN. Kobieta planowała i chciała mieć dziecko, jednak kiedy zaszła w ciążę, okazało się, że kontynuowanie jej może zagrażać jej zdrowiu. Zamówiła przez internet tabletki poronne i je zażyła.

Coś jednak poszło nie tak, Joanna poczuła się źle – fizycznie i psychicznie. Skontaktowała się ze swoją lekarką, po czym – w trakcie poronienia – zgłosiła się na oddział ratunkowy szpitala wojskowego w Krakowie. Tam, jak relacjonuje reporterka TVN, czekali już na nią policjanci. Otoczyli Joannę w kordonie, przeszukali jej bagaż, zabrali laptop, później także telefon. Joanna cały czas powtarzała policjantom, że nikt jej do aborcji nie zmuszał, sama zamówiła tabletki i zdecydowała o ich zażyciu, a za to się w Polsce nie karze.

Następnie liczna grupa policjantów eskortowała Joannę do szpitala im. Narutowicza na badanie ginekologiczne. Tam czekali już kolejni policjanci, wezwano następny patrol. Próbowano wykonać rewizję przez odbyt.

Reklama