„Z miłości do Polski” Jarosław Kaczyński znów siał nienawiść do Polaków. Do Donalda Tuska, do Platformy Obywatelskiej. Straszył wojną domową, do której rzekomo prze opozycja, i drastycznym spadkiem stawki za godzinę pracy do kilku złotych. Na „pikniku” przedwyborczym w Stawiskach dał żenujący przykład pisowskiego populizmu. Odrażający, ale zdradzający, że już nie panuje nad emocjami i językiem. Wybuch starczej złości na większość Polek i Polaków, którzy nie widzą w PiS jedynej partii zdolnej do rządzenia Polską, a w Kaczyńskim jedynego patriotycznego lidera politycznego, nie przyciągnie do niego i jego partii wyborców niezdecydowanych.
Tuskofobia z rynsztoka
Mogą mieć różne zdanie o Tusku, ale gdy słyszą obraźliwe słowa o „ryżym” i „bandyckiej jamie”, ich sympatia do lidera opozycji tylko wzrośnie. Jak można traktować poważnie polityka, który swego rywala nazywa „wrogiem Polski” i wysyła go do Niemiec? Jak można słuchać pouczeń Kaczyńskiego o kulturze debaty politycznej, kiedy on sam sięga po język z politycznego rynsztoka? Jak można wierzyć, że to nie PiS, tylko opozycja sieje nienawiść w społeczeństwie, kiedy od ośmiu lat „zjednoczona prawica” sama mówi językiem nienawiści, pogardy i wykluczania o swoich przeciwnikach politycznych.
Naturalnie w tym szaleństwie jest metoda: taki język ma trafić do „ciemnego ludu” i zmobilizować do głosowania na Kaczyńskiego i Ziobrę. A ponieważ PiS nie może mieć pewności, czy dziś trafia i mobilizuje, sztab wyborczy pod przewodem Joachima Brudzińskiego postawił na zaostrzenie przekazu. Kaczyńskiemu polecono nałożyć patriotyczną czapeczkę à la Trump i mówić o miłości językiem nienawiści, oskarżając Tuska, że to on sieje nienawiść.