Władzy się należy
Co zostało z „Dudapomocy”. Władzy się należy, Polak ma radzić sobie sam
Bezpłatna pomoc prawna dla tych, których na nią nie stać – to hasło, z którym Zjednoczona Prawica dochodziła w 2015 r. do władzy. Okazuje się, że to nie państwo ma ją fundować, ale adwokaci i radcowie prawni. System pomocy prawnej państwa dla niezamożnych coraz mocniej opiera się na ich darmowej pracy.
Po raz kolejny spadną minimalne stawki adwokackie i radcowskie i stawki za reprezentację z urzędu. A konkretnie ich wartość, bo od lat w górę idzie płaca minimalna, a stawki od kilkunastu lat nie. Rok temu głośno było o tym, że nowa stawka minimalna za prowadzenie sprawy z ustawy dla nieletnich – często skomplikowanej, wymagającej opinii biegłych i wywiadów środowiskowych – to… 60 zł w przypadku spraw o demoralizację i 180 zł za czyn karalny. Brutto.
Andrzej Duda wygrał pierwsze wybory prezydenckie w dużej mierze dzięki inicjatywie „Dudapomoc”. Do otwartego przez jego sztab punktu stały kolejki ludzi niezadowolonych z wyroku sądu lub z przebiegu postępowania. Mieli nadzieję, że interwencja ważnych polityków umożliwi rozstrzygnięcie sprawy po ich myśli. Ludzie uwierzyli, że chodzi o sprawiedliwość dla nich. Tymczasem obiecana sprawiedliwość nie przyszła. Prezydent zamknął program „Dudapomocy”, a władza w sprawie wyroków, owszem, interweniowała, ale wtedy, gdy było to w interesie jej i jej ludzi, a nie zwykłego Kowalskiego. Z darmowej pomocy prawnej został tylko program porad na etapie przedsądowym. I możliwość otrzymania pełnomocnika (adwokata czy radcy prawnego) z urzędu. Tyle że takie pełnomocnictwo to w zasadzie praca darmowa: od lat stawki za reprezentację z urzędu są rażąco niskie w porównaniu z normalnym honorarium prawnika. A właściwie coraz niższe – biorąc pod uwagę dwucyfrową inflację. Nierzadko nie pokrywają nawet wydatków prawnika, np.