Sondażowe wzrosty Konfederacji wpłynęły na przebieg i temperaturę kampanii. Pojawiło się odczucie, iż zbliżające się wybory mogą nie rozstrzygnąć zapowiadanej od dawna monumentalnej walki dobra ze złem. To w warstwie symbolicznej, a w praktyce obie główne siły polityczne muszą teraz grać na dwa fronty, uwzględniać tego trzeciego – amatora, który wtrącił się do pojedynku zawodowców. Rośnie nerwowość, co widać w ostatnich wystąpieniach Jarosława Kaczyńskiego, w coraz bardziej siłowych akcjach, jak wrogie przejęcia konferencji prasowych, także w medialnym zapleczu PiS, gdzie pojawiają się opinie, że obóz rządzący jest za miękki, że z opozycją trzeba znacznie ostrzej i brutalniej.
„Rzecznicy rządu i PiS grzecznie odpowiadają na konferencjach prasowych na kolejne »zarzuty pana przewodniczącego Tuska« (…) Czy Zjednoczona Prawica nadal sądzi, że da się wygrać kampanią pozytywną i efektami dobrych rządów. (…) Wraca odwieczne pytanie inteligenta polskiego: jak wygrać z chamem?” – pyta zaniepokojony Michał Karnowski, co pokazuje, że nie jest tam za dobrze. Zapowiadany jest jeszcze większy atak na szefa Platformy, po to aby uzmysłowić wyborcom, że to PiS jest jego głównym wrogiem i Konfederacja partii Kaczyńskiego w tej roli nie zastąpi.
Kaczyńskiego flirt z Mentzenem
Kaczyński zapowiedział, że po wyborach nie będzie koalicji z Konfederacją, także po to, aby nie dawać alibi tym wyborcom, którzy wierzą w taki sojusz i wybierają Konfederację na zasadzie łagodnego karania PiS, ale bez odcinania się od niego. Lider PiS zatem przestrzega, że taka strategia się nie powiedzie, że flirt z Mentzenem może spowodować utratę władzy przez PiS. Ale oczywiście kwestia nie jest zerojedynkowa. Minister rolnictwa Robert Telus zauważył, że w Konfederacji są „rozsądni” posłowie, a Ryszard Terlecki już kilka razy stwierdzał, że zwolennicy PiS wystartują także z list konkurencji, bo na pisowskiej wszyscy się nie zmieszczą.