Minister obrony własnej
Błaszczaka wojsko na pokaz. Polacy mają się naoglądać bojowego żelastwa. Aż do wyborów
15 sierpnia u stóp Zamku Królewskiego w Warszawie po raz pierwszy przejedzie sprzęt wojskowy kupiony w ostatnich latach za rekordowe sumy, a Polacy będą mogli poczuć przedsmak potęgi militarnej in spe. Mariusz Błaszczak tak ustawił najnowsze zamówienia z Korei, by przed wyborami pokazać się na tle nowych czołgów, haubic i samolotów. Te z Ameryki też dojechały wreszcie po kilkuletnim oczekiwaniu.
Szybkie dostawy wymusiła nie tylko defilada. Polska podarowała Ukrainie tyle czołgów, dział, wozów bojowych i innego sprzętu, że bez interwencyjnych zakupów straciłaby blisko połowę własnych zdolności obronnych. Przyspieszone dostawy nie rekompensują na razie wszystkich ubytków, choć zaletą jest to, że w ich miejsce dociera broń z reguły nowsza i lepsza. Ale dla ministra kreującego się na zbrojeniowego mistrza świata taki pokaz przed końcem kadencji ma głównie potwierdzać jego skuteczność i podbudować wizerunek.
To szczególnie ważne, gdy za sprawą wtargnięcia nad Polskę białoruskich śmigłowców szef MON znowu przeżywa kłopoty, jak po tragicznym incydencie z ukraińską rakietą w Przewodowie czy gorszącym sporze z generałami po odnalezieniu rosyjskiego pocisku pod Bydgoszczą. Naruszenia polskiej granicy powietrznej pokazały, ile trzeba jeszcze czasu i pieniędzy, by – jak zapewniał minister w zeszłym roku – Polska miała najlepszą w NATO obronę przeciwlotniczą. Dokładnie tak samo jest z całą resztą sprzętu pokazanego na defiladzie. Gdy politycy będą mówić o najsilniejszej armii w Europie, na Wisłostradzie widać będzie nowe wojsko w budowie, ale wciąż nieprzebudowane.
Defilada ambicji
Organizowana po pięciu latach przerwy wojskowa parada w stolicy przyciągnie tłumy, a sprzętowe nowości będą zachętą, by wszystko zobaczyć na własne oczy, dotknąć, zajrzeć do środka, porozmawiać z załogami i wypytać o szczegóły.