Ciekawe, gdzie Tusk miałby uciec jeszcze raz, przed czym przestrzega prezes PiS i jego ekipa. Na razie niezłą facecję wymyślił premier Morawiecki: „Za Tuska bezrobocie było tak wielkie, że sam wyjechał do pracy za granicę”.
Mało kto kwestionuje konieczność modernizacji i wzmocnienia sił zbrojnych. Armia to jednak tylko jeden z elementów systemu bezpieczeństwa i odporności państwa i społeczeństwa.
Poza wielką defiladą w Warszawie MON organizuje w najbliższych dniach 70 różnych wydarzeń w całej Polsce, głównie w mniejszych miejscowościach. Drobna próbka pokazuje, że im dalej od Warszawy, tym jest ciekawiej.
O ile nic na Polskę znowu nie spadnie i nie nadleci, kilka tygodni przed wyborami upłynie rządowi na zbrojeniowym triumfalizmie. Polacy mają się naoglądać bojowego żelastwa, nabrać przekonania o rosnącej sile wojska pod rządami PiS i podjąć przy urnach wyborczych jedyną słuszną decyzję o przedłużeniu jego władzy.
Premier rzucony na Katowice dostał rozkaz miażdżącego w liczbie głosów zwycięstwa nad przeciwnikami. Nie będzie to łatwe, bo na Śląsku jest nierozpoznawalny. Może po defiladzie coś się ruszy i zostanie uznany za swego?
Prezydent przywołał temat emerytalnych plotek, których nie było. O przyszłości wojska nie usłyszeliśmy prawie nic. TVP zaliczyła sporą wpadkę z samolotami.
W porównaniu z homilią bp. Guzdka w Katowicach wystąpienie abp. Pawłowskiego na Jasnej Górze rozczarowało: wyszło mało Franciszkowo, a bardziej radiomaryjnie.
Mimo podwyżek ludzie nie garną się do wojska masowo – na co PiS liczył, zapowiadając 200-tysięczną armię. Nawet ulubione Wojska Obrony Terytorialnej już nie rosną tak, jak zaplanowano. Ale na defiladę ich wystarczy.
Politycy spuścili z tonu, sojusznicy zrobili niespodziewany prezent. Po święcie wrócą jednak bolesne pytania: co dalej z modernizacją i nakładami na wojsko.
Antoni Macierewicz nie pozostawił wątpliwości, że sprawa katastrofy smoleńskiej na trwałe zostanie związana z siłami zbrojnymi pod jego rządami. Prezydent w przemówieniu nieco inaczej rozłożył akcenty.