Petrodutki
Petrodutki, czyli przyjeżdżają Arabowie do górali. Zakopane już nie może się bez nich obejść
Kocham Zakopane – deklaruje Muhammad z Dubaju. Ma 33 lata, żonę i czwórkę dzieci, które podczas rozmowy przyglądają się reporterowi POLITYKI z ciekawością. – Trzeci raz tu jestem. Za pierwszym razem przyjechałem z kolegą, rok temu zabrałem rodzinę i oni też się zakochali. Żona potakuje głową, dzieciaki – najmłodsze w wózku – dalej bacznie przyglądają się obcemu, który zaczepił ich podczas spaceru po Krupówkach. – W tym roku po raz pierwszy poszliśmy w góry – przyznaje z dumą.
Sto metrów dalej parkuje dorożka. Jan, 54-letni fiakier, wiózł przed chwilą trzyosobową, ciemnoskórą rodzinę. – Nie wiem, skąd byli, co mnie to obchodzi, ważne, że zapłacili – odpowiada z pewną niechęcią. Do wożenia Arabów się przyzwyczaił, to już praktycznie połowa jego dniówki. – Nie robią problemów, czasem trochę się targują, ale ja się nie daję – nadyma się. Złego słowa na nich nie powie, ważne, że dutki się zgadzają.
– Ja tam się z nich bardzo cieszę – przyznaje właścicielka baru z lodami i goframi na zakopiańskim deptaku. – Pieniądz zostawiają, bo lubią słodkie i się nie szczypią. A że wyglądają inaczej, to mi nie przeszkadza, dopóki zachowują się grzecznie.
Inny Arab
Tatrzańska Izba Gospodarcza szacuje, że turyści bliskowschodni to już 30–40 proc. wszystkich turystów w Zakopanem (władze miasta nie prowadzą statystyk dotyczących ruchu turystycznego). W hotelach o wysokim standardzie stanowią już nawet 80 proc. gości. W Krakowie też ich nie brakuje. Półwysep Arabski pokochał południe Polski. Czy z wzajemnością?
Pierwsi turyści z Bliskiego Wschodu zaczęli się pojawiać w Zakopanem w 2018 r. Krótko po tym, jak linie lotnicze Emirates wspólnie z Flydubai uruchomiły bezpośrednie połączenie do Krakowa (średnia cena biletu to ok.