Władza trzyma nas za dane
Ile władza PiS wie o nas i co nam może zrobić. Ma najbardziej wrażliwe, intymne dane
Wiele jest baz danych z informacjami, które powierzamy państwu w przekonaniu, że są niezbędne do prowadzenia polityk socjalnych, demograficznych, zdrowotnych, podatkowych, gospodarczych – czyli do dobrego rządzenia. Konstytucja (art. 51) zakazuje władzy zbierać, gromadzić i udostępniać informacje o obywatelach „inne, niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym”. Co to oznacza w praktyce, ustala Trybunał Konstytucyjny i sądy administracyjne.
Do tej pory martwiliśmy się, że nasze dane mogą być wykorzystane przez komercyjne firmy, zwłaszcza wielkie korporacje internetowe: do profilowania, do kształtowania naszych poglądów i potrzeb tak, by na tym możliwie najwięcej zarobić. Ale władza wie o nas znacznie więcej niż sieciowe algorytmy. I ma coraz doskonalsze możliwości analizy i opracowywania tych danych. Czas się bać! Pokazuje to ujawnienie przez byłego już ministra zdrowia Adama Niedzielskiego informacji o lekach, które wypisał sobie poznański lekarz Piotr Pisula.
PiS ma nasze intymne dane
Nagle zobaczyliśmy, że gromadzone dane – nawet te najbardziej wrażliwe, intymne – mogą być wykorzystane przeciwko nam. Kiedy półtora roku temu dowiedzieliśmy się, że władza PiS zakupiła inwigilacyjny system Pegasus i używa go przeciwko politycznym konkurentom, nie dla każdego było jasne, że to jest także nasz problem. A był: Pegasus uderzył nie tylko w prywatność polityków, lecz także w nasze prawo wyborcze, umożliwiając władzy nieczystą grę (m.in. podsłuchiwano sztab wyborczy PO). Władza najwyraźniej nie waha się łamać prawa ochrony danych osobowych.
Komendant główny policji Jarosław Szymczyk niedawno zaprezentował publicznie rozmowę nagraną przez pogotowie, w której podano, że pani Joanna z Krakowa leczy się psychiatrycznie i zażyła pigułkę wczesnoporonną.