To kolejny przypadek tzw. CFIT, czyli Controlled Flight Into Terrain – kontrolowanego zderzenia z terenem. Chodzi o sytuację, gdy załoga w pełni sprawnego statku powietrznego, mająca nad nim pełną kontrolę, nieświadomie zderza się z przeszkodami terenowymi. Do kategorii CFIT można zaliczyć np. katastrofę smoleńską.
Przepisy ludzką krwią pisane
To zdarzenia bardzo niebezpieczne, z reguły wynikające nie tylko z błędów załogi, ale i ze świadomego łamania przepisów. Latanie jest niezwykle trudne, trzeba przestrzegać zasad i kanonów sztuki. Nie na darmo się mówi, że przepisy lotnicze są ludzką krwią pisane. Ale jest coś jeszcze. I tu podobają mi się marynarze – izby morskie w swoim orzecznictwie używają frazy: „co prawda zachowanie kapitana było zgodne z przepisami, ale niezgodne z dobrą praktyką morską”. Warto byłoby to zaadaptować i mówić o „dobrej praktyce lotniczej”.
Na pewno dobrą praktyką jest przygotowanie się do lotu. To nie zawsze możliwe, np. gdy śmigłowiec ratowniczy jest wzywany na akcję, ale i wówczas załoga, obejmując dyżur, zapoznaje się z pogodą i prognozami w całym rejonie swojej odpowiedzialności. Zna geograficzną specyfikę okolicy i ma ustalone zasady. Kiedy mamy czas, musimy dokładnie się zastanowić, jak wykonamy lot, jakie czyhają na nas zagrożenia i co zrobimy w różnych sytuacjach.
Niedopuszczalne jest jedno: spontaniczne popisy. Swego czasu zginął w Oleśnicy mój dobry kolega, który kilka lat spędził jako instruktor na szkolnych iskrach, a potem latał w Świdwinie na Su-22. Feralnego dnia odebrał iskrę po pokazie statycznym i startował nią na oczach tłumu. Na pożegnanie postanowił