Szczypta dobra w zupie zła
„To jest mój krzyk”. Agnieszka Holland mówi Jackowi Żakowskiemu o małym i wielkim złu
JACEK ŻAKOWSKI: – Gdzie jest dobro?
AGNIESZKA HOLLAND: – W ludziach.
Wszystkich?
Prawie każdy ma potencjał dobra i zła. Od okoliczności zależy, czego się więcej ujawni. Ludzi, w których dobro zawsze bierze górę – bez względu na strach, propagandę, presję – jest niewielu. Są tajemnicą, która mnie fascynuje od dawna.
Czyste, naturalne dobro?
Wrodzone, bezinteresowne, odruchowe, bez żadnych kalkulacji, czasem może szorstkie, ale bezwarunkowe.
Większość z nas rodzi się inna.
Na drugim biegunie są psychopaci, którym rozkosz sprawia czynienie zła, prowokowanie katastrof, znęcanie się, zadawanie bólu. A reszta jest gdzieś pomiędzy i wciąż się przesuwa. Oscylujemy. Raz jesteśmy lepsi, raz gorsi.
Kto jest dobry w pani najnowszym filmie „Zielona granica”?
Najłatwiej jest dobro zobaczyć w ofierze. Ofiara budzi współczucie. Bo jest bezbronna, skrzywdzona, cierpi. Ale to jest emocjonalna pułapka. Na przykład, kiedy mówimy o Holokauście. Zakładamy, że wszyscy Żydzi są dobrzy, choć wiemy, że nie byli.
W filmie „W ciemności” – nie byli.
To było świadome, bardzo delikatne szukanie równowagi. A też wywołało kontrowersje.
Łatwiej jest lukrować ofiarę.
Oczywiście. Czyniących dobro też. W aktywistach ratujących uchodźców widzimy dobro, chociaż oczywiście wiemy, że nie wszyscy są dobrymi ludźmi przez 24 godziny na dobę. Ale potencjał dobra jest też w robiącym straszne rzeczy strażniku granicznym. Pewnie woli być dobry, ale okoliczności zmuszają go do czynienia zła. To dotyczy większości jego kolegów.
W „Zielonej granicy” kluczowa wydaje mi się ta relacja między złem instytucjonalnym i indywidualnym.