Jest też kilka kolejnych zdań od Mateusza Morawieckiego w równie patetycznym tonie. Takim, którego – jako żywo – wtedy żeśmy z kumplami z podziemia czasu stanu wojennego i lat końca PRL nie używali. Przeciwnie – staraliśmy się żyć i mówić normalnie. A to, co robiliśmy (redagowanie dwutygodnika dla licealistów i studentów, drukowanie go, a także zakazanych przez władzę książek, kolportowanie, łażenie na „solidarnościowe” demonstracje czy niezależne wykłady, a w końcu wysyłanie korespondencji z Krakowa do Radia Wolna Europa) ostentacyjnie nawet bagatelizowaliśmy. Miało to być coś oczywistego, niewymagającego patriotycznego zadęcia.
Jasne, czasem był strach, ale i też taki był sznyt ówczesnej opozycji – w każdym razie tej, do której aspirowaliśmy: Jacka Kuronia, Heńka Wujca, Adama Michnika, Władka Frasyniuka, Zbyszka Bujaka. Sugerowaliśmy nawet – naiwnie oczywiście – że nie chodzi nam o politykę. W końcu nie przez przypadek zbiór wywiadów z ludźmi podziemia, który z Witkiem Beresiem wydał nam sam Jerzy Giedroyć w Instytucie Literackim paryskiej „Kultury”, zatytułowaliśmy przekornie „Tylko nie o polityce”.
Czytaj także: „Niepokojące”. Światowe media o słowach Morawieckiego w sprawie Ukrainy
List Morawieckiego plus przekaz propagandowy
Może i jestem więc jakimś – jak pisze w swoim stylu obecny premier – „fundatorem wolnej ojczyzny” (czy nie powinno być aby, panie Morawiecki, z wielkiej litery?