Ruina w budowie
Utracone rujnowane państwo. Jerzy Baczyński robi bilans 8 lat rządów PiS
W wydaniach POLITYKI bezpośrednio poprzedzających wybory 2019 r. opisywaliśmy kończącą się wtedy pierwszą kadencję rządów PiS, trochę jak historię bolszewickiej rewolucji, podboju państwa przez wygłodzoną, bezwzględną, armię-partię. Odpowiednikiem szturmu na Pałac Zimowy, zapowiedzią rozprawy z kolejnymi instytucjami demokratycznymi, był listopadowy (2015 r.) atak na „Pałac Sprawiedliwości”, czyli na ograniczający samowolę władzy Trybunał Konstytucyjny. Potem była napaść na Sąd Najwyższy, z zamiarem wyrzucenia (pod hasłem wcześniejszych emerytur) większości sędziów; likwidacja niezależnej prokuratury; zorganizowana kampania nienawiści wobec całej „sędziowskiej kasty”. Jednocześnie, jak w każdej rewolucji, zostały zajęte stacje telewizyjne i radiowe (TVP i PR), oczyszczone z dziennikarzy, potraktowane jak łup i zamienione w tuby propagandy. Szybko obsadzono też partyjnymi nominatami spółki Skarbu Państwa. I tak urząd po urzędzie, służba po służbie, instytucja po instytucji.
W ciągu kilkunastu miesięcy od wygranych przez PiS podwójnych wyborów w 2015 r. złamany też został publiczny opór. Wielkie antypisowskie manifestacje z lat 2016–17 w obronie sądownictwa praktycznie skończyły się niczym, podobnie jak protesty w Sejmie i pod Sejmem, po nielegalnym, bez udziału posłów opozycji, uchwaleniu budżetu w Sali Kolumnowej. Władza przeczekała wielkie marsze przeciwko „deformie edukacji”, czyli likwidacji gimnazjów, protesty wobec wycinki Puszczy Białowieskiej; akcje strajkowe lekarzy rezydentów czy nauczycieli. Jedynie Czarny Marsz, pierwszy ogólnopolski protest kobiet, spowodował czasowe zawieszenie prac nad zaostrzeniem przepisów antyaborcyjnych (ale 4 lata później jeszcze większe manifestacje zostały już zignorowane). Ustrój państwa ewidentnie zmierzał w stronę autorytaryzmu, bezwzględnego zawłaszczania państwa przez partię – i to punktowała, o tym głównie mówiła w kampanii przed poprzednimi wyborami „totalna opozycja”.