Kraj

Librus do więzienia

Świat rodziców i świat ludzi bezdzietnych rozjechał się na niespotykaną skalę. Nie tylko podzielił nas fiskus, heroizacja i uświęcanie matek, ale i demografia.

Ujął mnie senator Adam Bodnar, który w płaszczu przeciwdeszczowym stał na przystanku i z koszyka rozdawał jabłka, dziękując obywatelom za głosy, a swojej ekipie za pracę w kampanii. Dziękowanie powinno być standardem. Mój ojciec, nawet gdy siadał do posiłku samotnie, wstając od stołu, mówił „dziękuję”. Światu za dary, kosmosowi za towarzystwo? Maniery, potrzeba serca, a może wyuczona klasa – nieważne. Podziękowania są jak głaski. Nie da się bez nich żyć, potrzebują ich największe wojowniczki.

Grupą, której bardzo bym chciała za te osiem ostatnich lat tak oficjalnie podziękować, są single. Osoby samodzielne. Bezdzietne. Te, które dzieci nie mają, bo zdrowie nie pozwoliło. Bezdzietni, bo nie stać ich na taki luksus, jakim jest dziecko w czasach postkapitalistycznej zadyszki. Bezdzietni z wyboru. Bezdzietni, bo nie chcą przeludniać Ziemi. Bezdzietni, bo wystarcza im kot albo kochanka. Pewna grupa Polaków została „zmuszona” do „dawania” na dziecioroby. Czy jednym z ważnych powodów, dla których PiS przegrał, tfu, odniósł spektakularną wygraną, nie jest zmniejszająca się liczba rodziców? Zawsze byłam i nadal jestem orędowniczką świadczeń na dzieci i to świadczeń na wszystkie dzieci, bez dzielenia ich na dzieci z rodzin trzeźwych czy nietrzeźwych, dużych czy tęczowych. Nie tylko po to, by dzieci nie chodziły niedożywione, ale dlatego, że wysiłek wychowania dziecka w Polsce to sprawa granicząca z bohaterstwem.

O tym, jak ciężko harują rodzice, łącząc etat wychowawczo-opiekuńczy z pracą, mówi się bezustannie, a o singlach już nie. Nic o ich wkurzeniu np. na to, że zasuwają od świtu do nocy, prowadząc firmy, zatrudniając ludzi albo, jeszcze gorzej, „za te polskie dwa tysiące” uczą dzieci w szkołach. Co oni dostają za to, że sami płacą swój czynsz?

Polityka 45.2023 (3438) z dnia 31.10.2023; Felietony; s. 87
Reklama