Miej własną politykę.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pani minister nie tańczy

Fot. Tadeusz Późniak Fot. Tadeusz Późniak
Według pogłosek Anna Fotyga wkrótce przestanie być ministrem spraw zagranicznych. Ona sama je dementuje, ale jakby bez przekonania. Czy w ogóle kiedykolwiek miała przekonanie do tej pracy?
Pierwsza dama polskiej dyplomacji stanowi zaprzeczenie powszechnie obowiązującego wizerunku dyplomaty. Jest milcząca, tajemnicza i niedostępna.

Zaskakuje sposobem bycia i stylem sprawowania stanowiska, być może największą niespodziankę czyniąc samej sobie. Nie ulega bowiem wątpliwości, że ma przygotowanie i doświadczenie w zagranicznych kontaktach. Dwukrotnie – w 1981 r. i w latach 1989–1991 – w strukturach Solidarności jako członek zespołu i szefowa komisji zajmowała się międzynarodową polityką związku. Podróżowała po świecie, odbyła staż na jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów w Stanach – Cornell. Ukończyła Duńską Szkołę Administracji Publicznej. Była doradcą ds. międzynarodowych Jerzego Buzka i dyrektorem departamentu spraw zagranicznych, uczestniczyła w projektach Banku Światowego, była także posłanką do Parlamentu Europejskiego. Nawet jej oponenci przyznają, że perfekcyjnie posługuje się językiem angielskim i biegle mówi po rosyjsku.

Nie jest więc człowiekiem znikąd, choć daleko jej jednak, powiadają malkontenci, do poprzedników: Władysława Bartoszewskiego, Stefana Mellera czy Bronisława Geremka. Mimo to ma atuty: 1. Jest pierwszą kobietą na tym stanowisku w Polsce i może wygrywać walory swojej płci w dyplomatycznym świecie, opanowanym głównie przez mężczyzn; 2. Cieszy się bezwarunkowym poparciem prezydenta; 3. Była działaczką opozycji w czasach stanu wojennego, pracowała dla Solidarności, co ciągle stanowi na świecie pozytywny znak rozpoznawczy; 4. Ma też pewne doświadczenie medialne: założyła spółkę zajmującą się także wyszukiwaniem pracy dla bezrobotnych dziennikarzy, pracowała dla spółki Przekaz, która w latach 1992–1994 wydawała „Dziennik Bałtycki”.

Wszystkie składniki wyglądają doskonale. Ale minister Fotyga ma złą prasę, marne notowania krajowe i międzynarodowe, a zwolenników – tylko we własnym politycznym kręgu.

Ustawiała się w cieniu

Lecha Kaczyńskiego, kluczową dla swojej kariery politycznej postać, Anna Fotyga poznała bliżej w 1989 r. Wcześniej zetknęli się w 1980 r., kiedy obaj bracia, Lech i Jarosław, byli doradcami Lecha Wałęsy, a Fotyga – jeszcze jako studentka Wydziału Handlu Zagranicznego w Gdańsku – uczestniczyła w młodzieżowym ruchu demokratycznym. Gdy spotkali się dziewięć lat później, Lech Kaczyński był wiceprzewodniczącym związku Solidarność, ona najpierw pracownikiem, a potem szefową komisji zagranicznej. Siedzieli drzwi w drzwi. Spotykali się, rozmawiali, a wreszcie zaprzyjaźnili. Lech Kaczyński chętnie korzystał z pomocy Fotygi przy tłumaczeniach czy podczas zagranicznych wizyt. – Nie wychodziła przed orkiestrę, nie narzucała się, ustawiała w cieniu, zawsze chętna do pracy – wspomina jedna z osób pamiętających ją z tego czasu.

Każdy, kto miał okazję kameralnie rozmawiać z Lechem Kaczyńskim, wie, że prywatnie, inaczej niż na forum publicznym, potrafi być ciepły, czarujący, empatyczny – opowiada jeden z wysokich eksurzędników MSZ. – Widywałem Annę Fotygę w towarzystwie Kaczyńskiego, już jako prezydenta, podczas wizyt w pałacu. Ona także zupełnie się wówczas zmieniała, jakby opadała z niej maska, którą przybiera na użytek publiczny. Stawała się łagodna, troskliwa, opiekuńcza, nabierała cech miłej kobiecości. Niewiele się wprawdzie odzywała, raczej słuchała z uwagą, ale więź porozumienia między nią a prezydentem jest widoczna, zwłaszcza dla osoby z zewnątrz. Sprawiają wrażenie, że oboje stanowią dla siebie wsparcie przeciw wrogiemu światu.

Gdy pod koniec 1991 r. Lech Kaczyński odszedł z Solidarności, aby objąć urząd przy ówczesnym prezydencie Lechu Wałęsie, Anna Fotyga także przestała tam pracować. Przez dziesięć następnych lat, oprócz wspomnianej pracy w spółce Przekaz, bywała doradcą i konsultantką w organizacjach międzynarodowych, a także przez dwa lata była wiceszefową ZUS. Ta dekada nie zapowiadała błyskotliwej kariery politycznej, sytuując ją raczej w szeregach średniowysokiej kadry administracyjnej. Miała też obowiązki rodzinne, dzieci dorastały (syn i córka, obecnie w wieku studenckim). Mąż Anny Fotygi Ryszard jest inżynierem, prowadzi własną firmę projektowo-budowlaną. Na równi z żoną chroni prywatności ich związku. Nie udziela wywiadów, odmawia komentarzy nagabującym go dziennikarzom.

Znajomi relacjonują, że Kaczyńscy składali wizyty w domu Fotygi w starej dzielnicy Wrzeszcza. Bliskie stosunki zostały zachowane do dziś. Jest w dobrych kontaktach z Jarosławem Kaczyńskim, a także z Marią, żoną prezydenta. Czasem robią nawet wspólne zakupy. – Przypadkiem słyszałem obie panie omawiające jakieś wystąpienie prezydenta i reakcje na jego temat – mówi przywoływany już eksurzędnik.

Przełomowy dla zawodowych losów Fotygi okazał się 2002 r. Wówczas odbyły się wybory samorządowe, w których wzięła udział (pierwsze miejsce na liście w Gdańsku Wrzeszczu). Po wygranej, wskazana z ramienia PiS przez Lecha Kaczyńskiego, została wiceprezydentem Gdańska, zastępcą prezydenta Pawła Adamowicza (PO). Nie zostawiła po sobie w ratuszu dobrych wspomnień. To za jej sprawą została zerwana w Gdańsku koalicja PO-PiS.

Z tego, co pamiętam – mówi dyr. Maciej Turnowiecki, wówczas rzecznik prasowy urzędu miasta – pani prezydent Fotyga wskazywała na zbyt bliski styk biznesu i polityki przy przeprowadzaniu przetargów, jednoznacznie oskarżając prezydenta Adamowicza o akceptację dla niejasnych reguł gry. Sprawa znalazła się w prokuraturze i została oddalona.

Trzymała się z boku


Zachowanie Anny Fotygi, według urzędników ratusza, nie było dla nich wielką niespodzianką, choć tak się je zazwyczaj w mediach przedstawia. – Panią Fotygę od początku podjęcia pracy charakteryzowała wielka podejrzliwość – ocenia jeden z gdańskich urzędników ratusza. – Ciągle pytała: kto za tym stoi? Nie chciała mieć nawet sekretarki z ratusza, zatrudniła swoją własną. Była to Zofia Gust, obecnie sekretarka prezydenta RP, wcześniej również zatrudniona w biurze Lecha Wałęsy.

Fotyga trzymała się z boku, wspominają pracownicy z ratusza, nie utożsamiała z miastem, a tylko z własną opcją polityczną. Nawet kiedy w Dzień Samorządowca urządzane były imprezy, pojawiała się bez męża. Nigdy nie rozprawiała o dzieciach ani problemach domowych. Odbierano ją jako osobę zimną i wyniosłą, która umie ostro odpowiedzieć, czasem nieco podniesionym głosem, ale kulturalną i dobrze wychowaną.

Panuje przekonanie, że Fotyga wywołała awanturę z przetargami dla potrzeb public relations. Stawką był start w wyborach do europarlamentu. Pokonała tę poprzeczkę z sukcesem i wyjechała do Brukseli, gdzie znów stała się niewidzialna. Bronisław Geremek w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską przyznał, że nie ma zdania o Annie Fotydze, ponieważ jej nie zna. Uzasadniał, że polskich eurodeputowanych jest ponad pięćdziesięciu.

Wiesław Wnuk, założyciel Stowarzyszenia Cornelia de Lange Syndrom, zajmującego się ludźmi dotkniętymi genetycznym zespołem wad rozwojowych, ma o eurodeputowanej Fotydze, która ze stowarzyszeniem współpracowała, jak najlepsze zdanie. – Nie jest wylewna, ale za to konkretna, od razu mówi: w tym pomogę, a to nie leży w mojej mocy. Dzięki pomocy Anny Fotygi grupa Stowarzyszenia CdLS została zaproszona do Parlamentu Europejskiego, gdzie mogła przedstawić swoją sprawę. – Myślałem, że to tylko obiecanki, a pani Fotyga wszystko załatwiła. Pisze się o niej, że jest zimna i nieprzystępna, to nieprawda.

Zamknęła się w sobie


Staż Anny Fotygi jako eurodeputowanej okazał się krótki. Pod koniec listopada 2005 r. porzuciła Brukselę, aby zostać sekretarzem stanu w MSZ, czyli praktycznie pierwszym zastępcą ówczesnego ministra Stefana Mellera. Decyzję powrotu w oficjalnych wypowiedziach motywowała tym, że rząd znalazł się pod ostrzałem krytyki i trzeba było pomóc. Szybko stało się jasne, że nie dogadują się z ministrem Mellerem. Wynikało to po części z faktu, iż Meller musiał czuć, że Fotyga pełni przy jego boku funkcję raczej politycznego strażnika niż współpracownika.

Wniosła ze sobą atmosferę nieufności i niechęci – wspomina jeden z byłych pracowników MSZ. – Wystarczyło, że ktoś kiedyś podał rękę Wałęsie albo jego palto wisiało przy płaszczu Kwaśniewskiego, aby obudzić jej czujność.

Cichy konflikt między Mellerem a jego zastępczynią, polegający na wzajemnym schodzeniu sobie z drogi, nabrał ostrości przy okazji oficjalnej wizyty w USA. Wówczas z Biura Bezpieczeństwa Narodowego dotarła wiadomość, że miejsce w samolocie przeznaczone jest dla Anny Fotygi. Wygrał jednak protokół dyplomatyczny, który w takich przypadkach jako osobę towarzyszącą prezydentowi wskazuje ministra spraw zagranicznych. W końcu Meller złożył dymisję z powodu wejścia do rządu Andrzeja Leppera. W maju 2006 r. Anna Fotyga została szefem dyplomacji.

Na nową szefową MSZ rzuciły się media. Ciekawy temat: kobieta dyplomata, żona, matka, działaczka, polityk, w dodatku zaprzyjaźniona z domem rządzącym. Jednak Anna Fotyga okopała się na swoich pozycjach i zamknęła w sobie.

Pani minister żyje w epoce przedmedialnej – mówi Danuta Raczkiewicz-Chenczke z firmy 180 stop. PR. – Jej taktyka polega na unikaniu kontaktów z mediami. Mała liczba wystąpień publicznych nie stwarza okazji do wypracowania wyrazistego wizerunku. Jedną z żelaznych zasad, którą powtarza się uczestnikom podczas szkoleń medialnych, jest ta, że media nie są wrogiem, ale da się je oswoić, a nawet wykorzystać do swoich celów. Chciałoby się powiedzieć: pani minister, proszę zajrzeć na drugą stronę lustra.

Odklepuje, nie dyskutuje


Pewien wytrawny dyplomata ocenia zachowanie Anny Fotygi jako dużą nieśmiałość pokrywaną arogancją, a brak umiejętności nawiązywania kontaktów – lękiem przed ludźmi i ich oceną. Specjaliści od budowania wizerunku generalnie zgodni są co do tego, że jest to model do przepracowania. Porównują przypadek minister Fotygi do Hanny Suchockiej, inni do Angeli Merkel. Obie przeszły istotną metamorfozę.

Anną Fotygą kieruje strach przed popełnieniem błędu – tłumaczy Piotr Tymochowicz, specjalista od kreowania wizerunku. – Na zewnątrz zachowuje stoicki spokój, determinację i asertywność, bo działa w czyimś imieniu, ma swoich mocodawców. Gdy człowiek funkcjonuje tak jak ona, w stanie permanentnego lęku, przestaje dbać o sprawy drugorzędne, o strój czy inne drobiazgi, jak choćby codzienny niezobowiązujący kontakt z ludźmi. Koncentruje się na tym, jak przetrwać.

Najgorsze jest to, powiada inny wytrawny dyplomata, że Anna Fotyga traktuje politykę zagraniczną jak wspólną, intymną tajemnicę, którą dzieliłaby najchętniej jedynie z prezydentem. Intruzi z zewnątrz atakują, chcą się czegoś dowiedzieć, więc trzeba dać im odpór. Nasi dziennikarze i zagraniczni korespondenci w Polsce skarżą się na trudności w kontaktach z panią minister, mają kłopoty z otrzymaniem zgody na wywiad i z dostępem do informacji. Gdy jedni nazywają to syndromem oblężonej twierdzy, inni przypominają o zasadzie przejrzystości strategii politycznych w demokratycznym państwie.

Teraz pani minister pojawia się w parlamencie częściej niż dawniej – mówi poseł Jarosław Wałęsa (PO), członek komisji spraw zagranicznych. – Ale jesteśmy ciągle zaskakiwani. Pani minister odklepuje kolejne pomysły, ale ich nie dyskutuje. A przecież jesteśmy po to, żebyśmy się wspólnie wykłócali, opracowywali wspólną linię działania – na tym polega demokracja. Jestem bardzo rozczarowany marginalizacją roli Sejmu. Ciągle słyszę formułę, że polski MSZ został odzyskany, ale właściwie dla jakich celów?

Janusz Onyszkiewicz, były minister obrony, powiedział w programie III Polskiego Radia, że szefowa dyplomacji Anna Fotyga jest złym ministrem. Nie kształtuje ona polskiej polityki zagranicznej, a inicjatywę w tej dziedzinie przejął prezydent. Onyszkiewicz dodał, że polska dyplomacja ma ostatnio na koncie wiele nieudanych inicjatyw.

– Pani minister mało bywa w ministerstwie, częściej spędza czas w Prezydenckim Pałacu – dodaje inny urzędnik MSZ. A jednak odbywa wiele dyplomatycznych podróży. Za granicą czuje się chyba lepiej niż w kraju, co na zdjęciach widać gołym okiem. Ma pogodniejszą i bardziej wypoczętą twarz, lubi bywać w innych krajach. No, może poza jednym.

Rodzice w Niemczech

Urodzona 12 lat po drugiej wojnie Anna Fotyga nie rozliczyła się jeszcze z Niemcami. „Fotyga nie kryje dystansu wobec Niemiec” – pisał ostatnio Thomas Urban, korespondent „Suddeutche Zeitung”, komentując jej wypowiedzi w sprawie przyznania Polakom mieszkającym na terenie Niemiec praw mniejszości, a także o polityce asymilacji wobec naszych rodaków.

Jeszcze za czasów pracy w gdańskim ratuszu jej postawa wobec Niemców budziła wątpliwości. Najwięcej pojawiło się przy okazji budowy pomnika 1100 ofiar tyfusu z 1945 r. We wspólnym areszcie śledczym siedzieli wówczas autochtoni, Polacy, jeńcy niemieccy, znaczna część z nich zmarła wskutek epidemii. Nie mają grobów. Pomnik jest niewielki, kamień przecięty wpół, spojony krzyżem. – Pani prezydent Fotyga od początku sprzeciwiała się tej idei. Mówiła, że trzeba przekopać plac, aby sprawdzić, czy wśród ofiar nie ma członków SS. Nie przyszła na odsłonięcie pomnika – mówi jedna z osób zaangażowanych w budowę.

Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, skąd się bierze niechęć Anny Fotygi, skoro jej osobista pamięć może raczej sięgać czasów stanu wojennego, podczas którego wiele polskich rodzin doświadczyło wsparcia, także materialnego, od sąsiadów zza zachodniej granicy.

Postawa pani minister jest tym bardziej niezrozumiała, że w Niemczech od prawie 30 lat mieszkają Krystyna i Jerzy Kaweccy, jej rodzice, którzy oboje są lekarzami. Tam zastał ich stan wojenny. Postanowili osiedlić się w Westfalii. Minister Fotyga nigdy o tym publicznie nie wspomniała, ale sprawa nie jest tajemnicą. Opowiedziała o niej na antenie dziennikarka gdańskiego Radia Zet Maria Stepan.

Zajęłam się tą sprawą, bo chodziło o to, czy rodzice Anny Fotygi nie zrzekli się obywatelstwa. Jesteśmy Polakami i patriotami, odpowiedział wówczas podczas rozmowy telefonicznej Jerzy Kawecki, który nawiasem mówiąc wyrażał też oburzenie personalnymi atakami na córkę. Podkreślał, że oboje z żoną są z niej dumni.

Wbrew uparcie krążącym pogłoskom, że Anna Fotyga zerwała stosunki z rodzicami, przyjeżdżają oni do Polski co najmniej dwa razy w roku, utrzymują z nią stały kontakt. Może taka informacja przekazana przez panią minister może choć trochę ociepliłaby jej wizerunek?

Prezydent Kaczyński stoi murem za Fotygą. „Podziwiam dzielność pani minister. Jest obiektem tak wielkiej agresji, że niejeden mężczyzna by tego nie wytrzymał” – mówił w jednym z wywiadów. Wygląda na to, że i pani minister ma dosyć.
Polityka 13.2007 (2598) z dnia 31.03.2007; Ludzie; s. 92
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną