W poniedziałek 13 listopada ruszy Sejm X kadencji. W jego ławach nie zasiądzie jednak aż 144 posłów obecnej jeszcze IX kadencji, którzy odpadli w wyborach 15 października. To niemal co trzeci z dotychczasowych posłów. Takie obliczenia poczyniła na prośbę „Rzeczpospolitej” Kancelaria Sejmu. Z kolei prof. Jarosław Flis zauważył, że to największa wymiana w Sejmie od dwóch dekad. Zapytaliśmy kilkoro posłów i senatorów, którym nie udało się przedłużyć mandatu, co teraz planują.
Jerzy Baczyński: No to zaczynamy
Do dyspozycji państwa
– Poczekam, może Rzeczpospolita będzie miała dla mnie jakieś zadania – odpowiada Robert Tyszkiewicz z KO, posłujący nieprzerwanie od 2005 r., były przewodniczący podlaskiej PO, który tym razem zdobył jedynie niespełna 6 tys. głosów (11 tys. mniej niż cztery lata temu). W mijającej kadencji był przewodniczącym sejmowej komisji łączności z Polakami za granicą. Ze swojego dorobku wymienia m.in. wspieranie przemian demokratycznych na Białorusi czy wywalczenie rekompensat dla przedsiębiorców turystycznych ze wschodniego pogranicza, pokrzywdzonych przez zamknięcie przejść na granicy. – Jeżeli państwo polskie będzie chciało skorzystać z mojego doświadczenia, będę do dyspozycji. Jeżeli nie – coś sobie znajdę – deklaruje. I dodaje: – Do polityki przyszedłem jako przedsiębiorca i zawsze mogę do tego wrócić. Wiedza zdobyta w parlamencie przyda się także na gospodarczym gruncie.
Nim dostał się do Sejmu, Andrzej Rozenek był zastępcą redaktora naczelnego tygodnika „Nie”. Gdy cztery lata temu dostał mandat z listy SLD, wziął bezpłatny urlop na czas pełnienia funkcji posła (formalnie zatem nadal jest wicenaczelnym tygodnika).