Smutek prezesa
Powyborcza trauma Kaczyńskiego. Raport o stanie prezesa PiS: „Nie może pokazać, że jest zmęczony”
Jarosław Kaczyński od lat nie przepada za Sejmem i wiele wskazuje na to, że w tej kadencji ta niechęć się pogłębi. Prezes PiS, nawykły do posłuchu i prymatu swojej woli nad procedurami („ja bez żadnego trybu” to nie tylko cytat z zeszłej kadencji, to filozofia rządzenia), musi się teraz po ośmiu latach zderzyć z nową i trudną rzeczywistością. Na „chamską hołotę” – jak był uprzejmy określić opozycję w 2020 r. – Kaczyński musiał patrzeć w parlamencie i wcześniej; dziś ogląda tych barbarzyńców triumfujących, a zaledwie 12 foteli od niego siedzi zwycięski Donald Tusk.
Dla prezesa to nie jest po prostu zwyczajna powyborcza zmiana władzy, to raczej najazd Hunów i upadek cywilizacji. Polacy – jak powiada szef PiS – padli ofiarą „wielkiego kłamstwa”, a rząd Tuska „został zamontowany”. To nie jest coś, z czym łatwo się można pogodzić, tym bardziej jak ma się te 74 lata i obiecało się, że to już ostatnia kadencja w roli szefa partii. A teraz trzeba wszystko zaczynać niemal od początku.
Nie tędy droga
Niełatwy był już pierwszy dzień pierwszego posiedzenia Sejmu X kadencji. Kaczyński, zazwyczaj szczelnie otoczony kordonem zaufanych ludzi, nie musiał mierzyć się z pytaniami dziennikarzy. Tym razem było inaczej. Reporterzy sejmowi zatrzymali go jeszcze w sali Kolumnowej, gdzie zakończyło się właśnie posiedzenie klubu PiS. Poszli za prezesem po schodach, które dotychczas były strzeżone przed mediami przez Straż Marszałkowską. Dziennikarze pytali, czy znajdzie się większość dla kontynuacji rządów PiS, a prezes mówił coś o „likwidacji państwa”, że Tusk został „wprowadzony” jako człowiek Niemiec i ma się zgodzić na zmiany w europejskich traktatach. Na koniec dodał, że Tusk „zachowywał się jak ostatni lump”.