Grubej kreski nie będzie
Grubej kreski nie będzie. Jak rozliczyć PiS i jego rządy? To się da zrobić, ale trzeba czasu
Trwa publiczna debata o rozliczaniu. Jedni apelują o powściągliwość i zakopywanie, a nie pogłębianie społecznego podziału (m.in. prof. Marcin Matczak), inni argumentują, że nierozliczenie jest niemoralne i demoralizujące. Jeszcze inni po prostu chcą kar za zniszczenie praworządności i wizerunku Polski oraz zadośćuczynienia za krzywdy ludzi. Jakkolwiek traktować rozliczenie, jedno jest oczywiste: musi ono nastąpić. I to szybko. Przewlekanie tego procesu będzie szkodliwe społecznie i politycznie. Zniszczy zaufanie ludzi do rządzących, skoro nie potrafią przywrócić zachwianego poczucia sprawiedliwości.
Już raz to ćwiczyliśmy: całe lata dziewięćdziesiąte jątrzył się spór o lustrację. Prawa strona żądała rozliczenia współpracowników peerelowskich służb specjalnych – mając zresztą nadzieję, że będzie mogła się w ten sposób pozbyć z życia publicznego części politycznej konkurencji. Reklamowała lustrację hasłem „prawda nas wyzwoli”. Strona liberalno-lewicowa ostrzegała, że „prawda” ubeckich archiwów jest zdradliwa i może służyć do krzywdzenia. A opinia publiczna widziała tyle, że rozliczenia agentów nie ma. Podobnie było ze sprawami karnymi o rozmaite zbrodnie PRL: śmierć Grzegorza Przemyka, księdza Jerzego Popiełuszki, górników z kopalni Wujek, i wcześniejszymi: strzały na Wybrzeżu w 1970 r., wydarzenia w 1976 r. w Radomiu czy stan wojenny. Procesy, w których uczciwie stosowano reguły proceduralne, poważnie traktowano prawo do obrony, zasadę domniemania niewinności i rozstrzygania wątpliwości na korzyść, trwały po kilkanaście lat, a opinia publiczna zostawała z poczuciem, że sprawiedliwości nie stało się zadość.
Bo sprawiedliwość to także widowisko. Teatrum dziejące się na oczach publiczności, z własnymi rytuałami, strojami, scenariuszem.