Gdy Sejm odwoływał członków państwowej komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów, ci z wyżyn sejmowej galerii pokazywali znak „V”. Tuż przed odwołaniem ogłosili bowiem „raport cząstkowy” z prac komisji, w którym uznali Donalda Tuska, a także Jacka Cichockiego, Bogdana Klicha, Tomasza Siemoniaka i Bartłomieja Sienkiewicza za osoby, którym nie powinno się powierzać funkcji mających wpływ na bezpieczeństwo państwa. W ich mniemaniu ma to utrudnić powołanie rządu Tuska i podważyć zaufanie do niego.
Raport nie ma mocy prawnej i powstał z naruszeniem ustawy o komisji: jej prace mają być jawne, posiedzenia – publiczne, a były – jeśli się odbyły, bo nic o nich nie wiadomo – utajnione. Nie może też być podstawą żadnych decyzji. Ale zaczęły się spekulacje, że Andrzej Duda wykorzysta go, by nie powoływać rządu Tuska. Przeciął je szef jego kancelarii Marcin Mastalerek, zapewniając, że prezydent nic takiego nie zamierza. I słusznie, bo konstytucja nie przewiduje możliwości odmowy zaprzysiężenia rządu wyłonionego przez Sejm. Ani odwlekania. Wyznacza prezydentowi i Sejmowi 14-dniowy termin na wyłonienie premiera, wyrażenie wotum zaufania dla jego rządu i zaprzysiężenie nowej Rady Ministrów.
Raport „cząstkowy” Komisji nie wnosi nic nowego. Wygląda jak notatki do scenariusza nadawanego przez TVP w kampanii wyborczej serialu „Reset” (raport i scenariusz pisał szef komisji Sławomir Cenckiewicz). W aneksie ujawniono materiały wewnętrzne służb, z których część miała wcześniej najwyższą klauzulę tajności. Zdaniem ekspertów oznacza to zagrożenie bezpieczeństwa państwa, bo ujawnione dokumenty mogą być przydatne dla analityków służb rosyjskich. Ustawa o komisji gwarantuje jednak jej członkom nieodpowiedzialność karną i cywilną.