Kraj

Wreszcie

Zmianę władzy mamy tylko dzięki temu, że wygrana była miażdżąca, nie do zanegowania, nie do odkręcenia.

Wielkie dni Donalda Tuska: jako pierwszy polityk III RP po raz trzeci został premierem. Wrócił do władzy po ponad 9 latach. Przypomnę, że jako szef rządu złożył dymisję we wrześniu 2014 r. w związku z objęciem stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej. Z dzisiejszej perspektywy ten zwycięski powrót wydaje się naturalny: po 2005 r. zawsze, kiedy Tusk mierzył się w wyborach z Jarosławem Kaczyńskim, wygrywał. Ale wiemy, że październikowy sukces demokratycznej opozycji – w którym kierowana przez Tuska Koalicja Obywatelska ma (licząc w sejmowych mandatach) niemal dwie trzecie udziałów – wciąż trzeba traktować jak polityczną sensację. Przy tak ogromnej kampanijnej przewadze rządzących to prawie nie miało prawa się zdarzyć, a na pewno nie w takiej skali. Kto mógł przypuszczać, że przewaga demokratycznej koalicji nad PiS sięgnie 57 mandatów (248:191)? Pierwszy rząd Tuska w listopadzie 2007 r. uzyskał w głosowaniu nad wotum zaufania poparcie 238 posłów; drugi rząd w listopadzie 2011 r. – ledwie 234, teraz 248.

Po tym, co i jak się działo przez ostatnie dwa miesiące („Długie pożegnanie”), można sobie wyobrazić, co by było, gdyby Morawieckiemu brakowało do większości nie 40 mandatów, a np. czterech? Zmianę władzy mamy tylko dzięki temu, że wygrana była miażdżąca, nie do zanegowania, nie do odkręcenia. Nic nie ujmując przywódcom demokratycznych partii, bez których nie złożyłaby się nowa większość, losy i dynamikę kampanii odmienił Donald Tusk; jej symbolem stał się przecież wymyślony i prowadzony przez Tuska, Marsz Miliona Serc – największa manifestacja polityczna w historii wolnej Polski.

Teraz Donald Tusk zostaje też pierwszym prawdziwym premierem polskiego rządu od czasów… Donalda Tuska.

Polityka 51.2023 (3444) z dnia 12.12.2023; Przypisy; s. 6
Reklama