Co musi i co może
Co Tusk musi? Przed nim zadanie życia, przed rządem dwa duże wyzwania
Polacy odzyskują państwo po ośmiu latach jego brutalnej i bezwzględnej eksploatacji przez partię Jarosława Kaczyńskiego i obóz Zjednoczonej Prawicy. Odzyskują państwo ze zdemolowanymi instytucjami (od Trybunału Konstytucyjnego, poprzez KRS, skończywszy na MSZ), obsadzone przez najbardziej prymitywnych partyjnych żołnierzy, z budżetem wydrenowanym na kampanijne dary i szeroki proces uwłaszczania partyjnych działaczy. Odzyskują wreszcie państwo zniszczonych usług publicznych, ale za to ośmielające do redystrybucyjnych roszczeń.
Wszelkie analogie, np. z przełomem 1989 r., będą tu wadliwe. Tadeusz Mazowiecki, ale i Lech Wałęsa byli „zderzakami” transformacji ustrojowej. Mimo wojny na górze, która dramatycznie poróżniła ich środowiska, zarówno jeden, jak i drugi osłaniali Balcerowicza i jego reformy. Także ludzie dawnego reżimu, tzw. postkomuniści, nie stali się nigdy partią oporu przeciwko zmianom. Byli jedną z sił działających na ich rzecz. Autentyczni nostalgicy za PRL przeszli przez Tymińskiego i Leppera, aby ostatecznie trafić do PiS. Jednak Hausner czy Belka nie byli „anty-Balcerowiczami”, a Miller i Kwaśniewski wręcz ścigali się o to, któremu przypadnie zasługa wprowadzenia Polski do NATO i UE.
Obóz PiS nawet w przybliżeniu nie pełni podobnej funkcji. Nie ma nic do zyskania w demokratycznej, prozachodniej Polsce. Zrobi wszystko, aby ją zdestabilizować i zniszczyć. Użycie przez pisowców Falenty (biznesowego partnera ludzi Putina) w latach 2014–15 do obalenia rządu III RP pokazuje ich absolutny brak ograniczeń. A tego, że nic się od tamtej pory nie zmieniło, najlepiej dowodzi farsowe powtórzenie Macierewiczowskiej „nocy teczek” z 1992 r., czyli próba wykorzystania komisji Cenckiewicza i Zybertowicza do unieważnienia wyniku wyborów.