Kraj

Weź, wyloguj

Trudno jest robić dobrą minę do tak bardzo złej gry, jaką stał się świat.

„Dlaczego się nie uśmiechasz?”, „A co ty znowu masz taką ponurą minę?”, „Popatrz, ta twoja matka znów wściekła”, „Tak się na mnie patrzysz, że boję się, co ty tam znów knujesz”. Chętnie obejrzałabym wyniki doświadczenia polegającego na tym, iż duże grupy mężczyzn z różnych stron świata poprawiają miny dziewcząt i kobiet na takie oto miny, które panom wreszcie odpowiadają. Bez uśmiechu? Odpada. Znaczy naburmuszona księżniczka albo koktajl hormonalny jej odpalił. Bardzo szeroki uśmiech? Odpada. Może drwi. Może wariatka. Przestraszona? Po co się zamartwia na zapas. Mina à la komornik? Co to za potworna sadystka, która chce mnie wtrącić do lochu? Dziecko przecież nie umiera z głodu.

Nie jestem aktorką, a jednak typ mężczyzny recenzenta trafiał mi się w życiu niejednokrotnie. Pozytywną recenzję zdobywałam wyłącznie, gdy moja mina albo wyrażała podziw dla osiągnięć lub urody partnera, albo wyrażała ciepłą macierzyńską wyrozumiałość. Kobiety o wiele rzadziej wyrażają swe recenzenckie zniesmaczenia moją mimiką twarzy. Albo są nieszczere, albo bardziej empatyczne. Może niedowidzą.

Trudno jest robić dobrą minę do tak bardzo złej gry, jaką stał się świat. Być może świat zawsze taki był, tylko pokolenia osób zachwycających się prozą amerykańskiej pisarki Ottessy Moshfegh dziś na robienie dobrej miny już po prostu nie stać. Nie stać? A może nie mają sił? Może to bunt. Dość tej hipokryzji, koniec z „wystarczy, żebym była miła”. Zagranie w teatrze roli Narratorki, czyli głównej bohaterki popularnej powieści pt.: „Mój rok relaksu i odpoczynku”, wymaga od aktorki mimiki na czas ery epidemii opiatów, bezsenności, wielkiej rezygnacji, postkapitalistycznej makabry i, w bonusie, Trzeciej Wojny.

Polityka 51.2023 (3444) z dnia 12.12.2023; Felietony; s. 95
Reklama